piątek, 17 czerwca 2011

PIERWSZY ETAP ZA MNĄ...

Wyświechtane „zostańmy przyjaciółmi” nadal mnie nie przekonuje, jednak moja postawa a’la jestem CU-DO-WNA pokazują coś innego. Robię wszystko co w mojej mocy, by zebrać się w sobie, by stać się przeciwnością „miłej kobiety”, czyli mniej samej z okresu ostatnich siedmiu lat. Muszę przekonać siebie i wszystkich wokoło, że SAMA-dam radę-SAMA-dam radę - SAMA - DAM RADE!
Nie przyznaję się nikomu, że czasami ot, tak się z nim spotykam. Nikt tego nie zrozumie. Moja matka pewnie by mnie wyklęła. Nie czynię tego, dlatego, że Pan X  tak chce, a z pobudek czysto egoistycznych.   
…nie byłam w stanie zatrzymać tych CHOLERNYCH łez. Kładłam się spać zapłakana. Budziłam się zapłakana.
Jedynie w pracy zapominałam, jednak ledwo co zamykały się za mną drzwi powrotnego autobusu, wracałam też do punktu wyjścia. W tym czasie nie miało znaczenia, że Pan X dzwonił kilka razy dziennie. Nie odbierałam. Pisał smsy, których nie chciałam czytać. To mi nie pomagało, potęgowało tylko efekt wymuszonego bycia singielką, po siedmiu latach związku!...i  to nieustępujące, ogłuszające wręcz uczucie, iż stoję w cztery oczy ze swoim emocjonalnym Armagedonem.
Nie czując się bohaterką romansidła w punkcie krytycznym, nienawidziłam siebie, za łzy wylewane o każdej możliwej porze dnia i nocy. Codziennie wyświetlałam projekcje „naszych wspólnych dni” szukając  w głowie argumentów, by nagle, bez jakichkolwiek sygnałów Pan X mógł mnie powiadomić, że nic do mnie nie czuje. Snuło się wciąż to samo pytanie: Co takiego się stało, że nagle przestał mnie kochać? Zadzwoniłam do Pana X, w celu rozwiązania tej zagadki.Tłumacząc, że to nie rozmowa na telefon, zaproponował spotkanie.
- Nigdy nie powiedziałem, że nic do ciebie nie czuje – zaczął bez cienia wahania – Powiedziałem natomiast, że nie mogę dać ci tego, co chciałbym dać…


Wysłuchałam jego nonsensów, czyli wersji zdarzeń człowieka, który wydawał mi się nagle obcy. Może, właśnie dzięki tej rozłące, poczułam się na tyle silna, by dosadnie i sarkastycznie wyrazić swój sprzeciw wydarzeniom, które miały miejsce zaraz przez jego zerwaniem. 
- Jaka ty jesteś władcza. Podobasz mi się taka! – zabrzmiał po wysłuchaniu  jakby liczył na sex – Umówisz się ze mną na randkę?
- W grudniu po południu mam wolny termin – odparłam, zafascynowana własnym opanowaniem
- Nie lubię zimy
- To już twój problem!
Spodobała mi się własna władczość i dlatego oznajmiam co następuje:
BĘDĘ zawsze pozytywnie nastawiona do ludzi, do Pana X. Niech wierzy, że nie rozpaczam po nocach, że potrafię żyć bez niego!

1 komentarz:

  1. Ostatnie zdanie podoba mi się! To jest najważniejsze. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń