czwartek, 28 lipca 2011

TRYB USPRAWIEDLIWIANIA

Zostałam przełączona na nowy tryb, tryb usprawiedliwiania Pana X. Czuję się jak terapeutka.
Dlaczego facet, który był ideałem, okazał się draniem, czyli co się okazało, kiedy spojrzałam pod maskę mojego mężczyzny:
1.            Musi skupić się na swoich celach, na karierze zawodowej.  Założenie firmy jest priorytetem. Nikt, ani nic nie może odciągać jego myśli od pracy
2.            Zła sytuacja finansowa z którą się de facto borykaliśmy od kilku dobrych miesięcy
3.            Musi odnaleźć sens swojego życia, który zatracił będąc ze mną (?!sama nie wierzę, że to napisałam!?) dopiero wtedy będzie mógł się zaangażować w poważny związek
4.            Nacisk jego rodziny
a)            Główna prowodyrka - mama, która ewidentnie mnie nie znosi ( co dała mi nie raz odczuć, aż poszło mi w pięty)
b)           Siostra – dwa miesiące temu rozwiodła się ze swoim mężem  z nie wiadomo jakich przyczyn – nikt nie rozumie jej działania, nawet najbliższe jej osoby. Dodam, że ma idealny kontakt z ex, ehmmmm
„Przecież chcesz faceta , który zapomni o wszystkich innych sprawach w swoim życiu , zanim zapomni o tobie, prawda?”*
Pan X składa się wyłącznie z usprawiedliwień. które wg. poradnika* „wymyślam, próbując wyjaśnić przykrą dla mnie sytuację.
 
Szukam tłumaczeń, choć coraz częściej nie wiem po co to robię. JEŚLI FACET ZRYWA Z DZIEWCZYNĄ (twierdząc nawet, że nadal „coś” czuje, tylko nie może dać jej tego, co chciałby jej dać?!) OZNACZA tylko jedno: NIE CHCĘ JUŻ Z NIĄ BYĆ. Czy to naprawdę oznacza, że boję się przyznać sama przed sobą, że mój Mr. Perfect, ten zachwycający okaz niesamowitości (niczym okaz na wymarciu), okazał się szarańczą, jakich pełno?
- Dziewczyno, ty jesteś nienormalna!Asja tak mnie widzi – Nie rozumiem, jak można być taką miłą dziewczyną  w sytuacji kiedy masz do czynienia z draniem z krwi i kości.
Czasami medytuję we własnych wspomnieniach. Dostrzegam wtedy, przejawy potencjalnych złych zachować Pana X. Czy jak każda kobieta znajdująca się w podobnym stanie, najpierw tworzyłam sytuację zwaną wyparciem, czyli miałam wielką nadzieje, że to nieprawda? Potem się obudziłam, i zostałam jedyną singielką w mieście… Może gdybym wcześniej zaczęła interesować się ABC mężczyzny skończyło, by się inaczej…
Tak, tak to miała być terapia
Nie, nie pomaga.

* GREG BEHRENDT LIZ TUCCILL0 – „nie zależy mu na tobie”

 

czwartek, 21 lipca 2011

AUĆ!

Przeklinam dzień w którym zgodziłam się na współpracę z Panem X, podczas pierwszej imprezy jego nowopowstającej firmy. AMEN! Na domiar złego przy tejże imprezie biorą udział sami NASI WSPÓLNI (czyt. jego) ZNAJOMI. Ograniczyłam spotkania poprzedzające to wydarzenie do minimum, a właściwie do jednego. Dzień przed, podjechałam zobaczyć hale sportową na której impreza ma się odbywać…i od razu wiedziałam, że to o TEN jeden raz za dużo. Co chwile pojawiali się NASI WSPÓLNI jego ZNAJOMI, obecnie także JEGO współpracownicy. Jedni udawali, że mnie nie widzą, inni rzucali zdawkowe „cześć” Naprawdę, długo utrzymywałam spokój w ryzach…pękłam kiedy dołączyła do nas Gina ze swoim chłopakiem F. Zero reakcji, aż zamroziło mi krew w żyłach. Zabolało. Auć! Brak kontaktu z Giną było w tej chwili jak gwóźdź do trumny singielki. Ludzie nas czasami zaskakują…Uwielbiałam ją, za pozytywne podejście do życia, którym mnie zarażała. W jej towarzystwie nigdy nie czułam się skrepowana, dziś było inaczej… i jak nie tracić otuchy w takich chwilach? Pomijając już fakt, iż nie mogłam na nią i F. patrzeć…zakochani, we wrześniu biorą ślub, na który de facto byłam zaproszona z Panem X.  

Pod powiekami czułam łzy. Musiałam jednak trzymać fason. Szybko oznajmiłam, iż muszę wracać.  Pan X podwiózł mnie pod sam dom. Przez prawie całą drogę nie rozmawialiśmy. Nie mogłam wytrzymać faktu, że Z N O W U nie widzi problemu.
-  Co ty opowiadasz znajomym o nas? – odezwałam się pierwsza mocno chowając łzy na uwięzi
- Nic – odparł wyraźnie zaskoczony – To tylko nasza sprawa.
- To dlaczego Gina się do mnie nie odzywa? – właśnie dojechaliśmy na miejsce - Przyszła i nawet się nie przywitała ze mną! – wykrzyczałam, trzaskając drzwiami na pożegnanie
Szłam przed siebie. Dałam upust łzom, płynęły jak szalone. Moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że Pan X pójdzie za mną, jak przystało na finish romantycznego filmu. Przekręcając klucz w drzwiach, czułam wręcz jego oddech. Padłam na łóżko cała we łzach, wyczekując jego pukania…po pół godziny odezwał się mój telefon. To Pan X. Bez zastanowienia wcisnęłam czerwoną słuchawkę, odrzucając jego rozmowę. Nie dawał za wygraną, wydzwaniał jeszcze kilkanaście razy. Mam tego cholernie dość! Kiedy to się skończy?! Brak odpowiedzi, na kluczowe pytanie: Dlaczego Pan X niepostrzeżenie oznajmił „zostańmy przyjaciółmi” któregoś dnia doprowadzi mnie do szaleństwa! Najgorsze jest to, iż uważa, że to nie powinno wpłynąć znacznie na nasze stosunki (WHAT?!) Hipotetycznie, gdyby porzucił mnie dla innej, wiedziałabym, że kocha inną, czyli w moim słowniku związkowym - definitywny koniec z nami. Oczywiście nie tłumaczyło, by to jego, oznak miłości (?) do  ostatniej wspólnie spędzonej nocy (poprzedzającej dzień w którym zostałam singielką), czyli braku szczerości, ale jednak…Nie szukałabym powodów. W sytuacji, w której się znalazłam nie wiem nic…stoję na szczycie swoich najgłębszych emocji i znowu krzyczę, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Poszukiwanie odpowiedzi, jest jak poszukiwanie świętego Graala
 

Rano napisał sms: Mam nadzieję, że już ci przeszło
Matko Boska Przenajświętsza! Z kim ja byłam przez siedem lat! Przecież ja w ogóle nie znam tego człowieka. To istny emocjonalny wrak! Zastanawiam się jeszcze przez moment, czy on to czyni z premedytacją, czy naturalnie mu wychodzi.
Finałowy dzień imprezy
Dzień wcześniej poprosiłam S. by towarzyszyła mi podczas tej imprezy, gdyż nie byłam pewna czy dotrwam do końca. No dobrze, byłam pewna że wcześniej czy później odpłynę we łzach. S. się zgodziła. Tego dnia robiłam co mogłam by emanować pozytywnym nastawieniem. Nie mogło być inaczej! Ze względu na moje miejsce w programie imprezy, tego dnia byłam zabiegana. Uśmiechałam się do wszystkich od ucha do ucha (a propos: Kocham „uhahaną” wersje mnie samej) Nawet podczas spotkania z Panem X nie opuszczał mnie SUPER nastrój.
Pierwsza chwila zwątpienia (czyli po co tak naprawdę mi S.)  Gina ze swoim mężczyzną pojawiają się na horyzoncie.Macham im z oddali. Obydwoje się odwracają w drugą stronę, udając, że mnie nie znają. Wołam S. POMOCY! S. mnie uspokaja. Pierwszy kryzys zażegnany
Druga chwila zwątpienia. S. mówi byśmy podeszły do stolika, gdzie animuje jej koleżanka z dawnej pracy. Po dwóch krokach w przód, w tył zwrot... Nie mogę! - tłumaczę, kiedy na horyzoncie pojawia się druga animatorka, Gina. To dla mnie zbyt wiele, nie chcę znowu być świadkiem, jak z premedytacją mnie unika
Wszyscy pozostali z NASZYCH WSPÓLNYCH jego ZNAJOMYCH nie ruszają tematu, nie pytają czy wszystko jest ok. Nie czuję się swobodnie. Tracę czujność, po tym jak starają się na mnie nie patrzeć.
S. mówi mi, bym była ponad to, bym nie popadała w paranoję i otworzyła na ludzi, na NASZYCH jego ZNAJOMYCH. Tłumaczy też, abym nie czekała, aż ktoś podejdzie i zagada, a sama zaczęła rozmowę. Tak też czynię. Do diaska, to naprawdę działa!
Koniec imprezy
Odchodzę uśmiechnięta od ucha do ucha, całując wszystkich na pożegnanie. Jestem z siebie dumna
- O co chodzi z Giną? – pyta S. w drodze powrotnej
-  Co jeszcze chcesz wiedzieć? – odparłam lekko zdenerwowana
- Przez cały czas cię wołała, biegała za Tobą, a ty udawałaś, że jej nie zauważasz.
- To nie dobry czas na żarty – oschłym tonem oznajmiłam
- Gina w pewnym momencie stanęła obok ciebie, i dotknęła cię za ramię….
- Jak to możliwe? Nie miałam o niczym pojęcia. Jestem tak zapatrzona w swój smutek, że zasłania mi on realne spojrzenie?- odparłam, pytając jednocześnie samą siebie
Czyżbym podświadomie zaczęła szukać winnych w osobach NASZYCH WSPÓLNYCH jego ZNAJOMYCH? Nie mam na myśli  typowej winy,  a kwestię wyboru strony, w tym wypadku Pana X.  S. tłumaczy mi, że dla NASZYCH WSPÓLNYCH jego ZNAJOMYCH ta sytuacja też nie jest łatwa...Nie mogę przecież ich winić za stan pomiędzy mną a Panem X
Czego oczekiwałam po Ginie?. Szczerze?
  1. Liczyłam na to, że przy spotkaniu obejmie mnie czym złagodzi mój smutek…rozdzierający mnie od środka
  2. Liczyłam na chociażby, seksistowskie  „wiesz, jacy są mężczyźni”
  3. Liczyłam na to, że nie dołączy do grupy z którą będę musiała walczyć niczym z moimi własnymi demonami.
  4. Liczyłam na wszystko, oprócz zdawkowego „yhyyyy? pod moją zmianą statusu na fejsie,”wolna”, którym mnie potraktowała.
Pomimo moich wewnętrznych przepychanek z Giną w roli głównej, czyli kto jest winny, a kto nie, postanowiłam wyjść naprzeciw  i zadzwoniłam do niej z przeprosinami…

poniedziałek, 18 lipca 2011

...ZACZĄŁ SNIĆ SIĘ INNY SYN...A TU TYLKO PIESKI MUR

- Nie chciałbym, abyśmy za kilka lat się znienawidzili. - Zawsze kiedy Pan X to mówi, mam ochotę walnąć go w twarz.  
- Co ty za brednie wygadujesz!? Jak to możliwe, że ja czuję coś przeciwnego? Za kilka lat, byłabym TWOJĄ żoną!!! krzyczę, nie wydobywając tak naprawdę z siebie, ani jednego dźwięku

Zastanawiam się, jak to możliwe,  że nasza droga TAK N A G L E rozstąpiła się. W którym momencie naszego życia to się stało? Ja naprawdę żyłam w nieświadomości. Nie spodziewałam się niczego, a właśnie wtedy w jego głowie rodziły się dziwne myśli. Czy  on zapomniał do czego służy rozmowa? Rozmowa z drugą osobą. Widocznie w jego mniemaniu nie zasłużyłam nawet na to…Nie jestem zła na niego. Mam ogromny żal, żal wypalający mnie od środka. Nie takiego obrotu spraw się spodziewałam po inteligentnym, wykształconym facecie. 
 

Teraz czas na krótką bajkę dla zdziecinniałych dorosłych lub wyrośniętych dzieci.
* *  
Duży chłopiec zawsze marzył o największym przyjacielu człowieka, piesku. Kiedy w końcu go dostał, bawił się (z) nim całymi dniami, całymi latami. Wyprowadzał na spacery, czuwał w chorobie, pomagał w potrzebie, pocieszał w problemach. Opiekował się nim całym sercem!
 *
Mamusia była zdziwiona, iż po kilku latach, jej syn nadal z tak wielką zażyłością odnosi się do swojego zwierzaka. Wokoło przecież mówiono wciąż o znudzonych dzieciach, które w natłoku nowej mody rzucają swoich pupilów. I jak przystało na prawdziwie kochającą rodzicielkę, powoli zaczęła snuć domysły. Czy wszystko w porządku z moim synem? Czy on chory, czy niemądry?
Syn mój idealny, nie może dalej tracić życia z psem!
Niech założy firmę dużą i prężną, taki jest mój sen!
Chłopiec W KOŃCU uwierzył w słowa mamy.
Na szczyt władzy przeznaczenia
Przeznaczenie? Pieska nie ma!
Duży chłopczyk niepostrzeżenie zabrał obroże i poszedł sobie jak gdyby nigdy nic. Wierny i oddany piesek merdając ogonkiem próbował dogonić (myśli) swego Pana... (X)
Nie gryzę.
Nie warczę.
Nie szczekam.
Mam żal.
Hau, hau!

piątek, 15 lipca 2011

CZY TO NORMALNE, ŻE UPAJAM SIĘ WIZYTĄ U DENTYSTY?

Kilka dni po tym jak monopol na przestrzeń w mojej głowie na własne życzenie odebrał sobie ON, potocznie znany jako Pan X lub Pan Fanatyk Przyjaźni, postanowiłam traktować siebie z większą starannością. Tak, jak traktuję moją ukochaną torebkę Louisa Vouitona o nienagannej urodzie. Nie wiem jak to się stało ale przez ostatnie lata zaniechałam wizyt u specjalistów. Okulista, ginekolog i dentysta, stali na piedestale moich potrzeb. Lekarz numer trzy wysunął się na prowadzenie. Tuż przez samymi drzwiami magicznej bramy, dopadła mnie strzała Amora. Tak, tak zakochałam się! To nie żaden żart. Już śpieszę z wytłumaczeniem. 
Jestem uzależniona od facetów z długimi włosami. Nie chodzi tu o lelum polelum, zapuszczających włosy w strefie nadchodzącej czy wschodzącej mody. Mowa tu  o prawdziwych mężczyznach z porządną rockową podstawą. Kocham ich styl, podejście do związków, życia czy kluczowych spraw. Z miejsca się zakochuję. W momencie włącza mnie się coś, czego nazwać bliżej nie potrafię. Może zabrzmi to pusto, ale jeśli miałabym do czegoś to przypodobać, to było by to zakochanie od pierwszego wejrzenia... Z miejsca taki mężczyzna ma u mnie porządny kredyt zaufania. A muszę przyznać, że nie jestem skłonna do poznawania nowych ludzi, na starcie zawsze jestem ostrozna. Czy zatem to choroba? Z drugiej strony, czuje się wybranką. Która kobieta prawie codziennie przeżywa podobne uniesienia? Najchętniej wykreowałabym swój własny świat. Świat w którym wejściówki mieli by tylko faceci w długich włosach.  
Kiedy byłam w związku z Panem X, nie miałam parcia, by z każdym się poznać czy zaciskać nić znajomości, dziś jest inaczej. Jestem jedyną singielką w mieście!
Ciche szaleństwo. Przed magicznymi drzwiami stał jeden z tych cudownych, długowłosych mężczyzn. Auć! Z trudem weszłam do środka. Kiedy na dobre byłam pochłonięta wyznaczeniem terminu wizyty, a muszę zaznaczyć, że w moim przypadku nie należy to do najłatwiejszych spraw. Dołączył On. Oh my Gott!!! Moje serce zaczęło wariować. Założył na siebie fartuch lekarski. Co??? Nie mogłam uwierzyć, że ON okazał się moim przyszłym dentystą.
- Zapraszam teraz – odezwał się
- Niestety dziś nie mogę – odparłam rozpromieniona i rozochocona
MOGŁAM ! Przecież miałam cały wolny dzień (od niepamiętnych czasów) 
Szok, tak najprościej i dosadnie mogę opisać stan emocjonalny w którym się znalazłam. Musiałam się ewakuować, co też uczyniłam. Na świeżym powietrzu mogłam w końcu dojść do siebie.
- Muszę zmienić dentystę – oznajmiałam co chwilę swoim przyjaciółkom, jakby był to mój jedyny problem.
- Dlaczego, skoro jest taki przystojny? – zapytała w końcu Asja – singielka z wyboru
- Właśnie dlatego! – wytłumaczyłam naprędce, nie rozumiejąc czego ona nie rozumie
- Dentysta to dobry zawód – uśmiechnęła się - Ma obrączkę?
- Nie mam pojęcia. Muszę zmienić dentystę – mówiłam jak zdarta płyta. W końcu doszło do mnie, że znowu zachowuję się jak stara ja, uciekam od tego co mnie przerasta. Co z nabyciem aury pewności siebie? Nie taka chcę być. Nie mogę taka być. Wstydzę się, ale nie mogę wciąż uciekać. Gdybym nie poszła na wizytę, zachowałabym się jak mała dziewczynka. To mój czas, muszę brać z życia pełnymi garściami– głośno się przekonywałam
- Nie do końca. To zrozumiałe, że nie chcesz by facet który cię fascynuje zaglądał w twoją szczękę już podczas pierwszej wizyty. Naruszał twoją przestrzeń osobistą, dotykał twarzy, był tak bliskoAsja z dosadną dokładnością nazwała moje nieścisłości
- Powinnaś wykorzystać, to, iż jesteś singielką, i spróbować go uwieść – mama natomiast nie miała żadnych skrupułów
Nie wiem co mnie bardziej przekonało, mama próbująca mnie na nowo wyswatać, czy Asja dająca mi prawo wyboru, ale w poniedziałek grzecznie zjawiłam się na wizycie. Zanim jednak przejdę do sedna sprawy, przyznam się do czegoś. Wystroiłam się jak laleczka. Wykonałam delikatny, perfekcyjny makijaż. Wyprostowałam swoje długie włosy. Założyłam dobry biustonosz, układając zalotnie piersi w miseczkach. UMYŁAM ZĘBY (he, he). Oprószyłam się delikatną wonią, drogich perfum, które otwieram tylko na FASYNUJĄCO WAŻNE SPOTKANIA.  Moja skóra była jak pozytywnie naelektryzowana elektroda. Nie potrafię tego wyjaśnić. Czułam się GE-NIA-LNIE.  Moja mama mogłaby dostać zawału, gdyby zobaczyła mnie w tej wersji (żartuje, byłaby dumna, ze tak szybko skupiam się na innym okazie mężczyzny) Nie obyło się oczywiście bez małych komplikacji na stopie ubraniowej! 

Do wyboru miałam dwie wersje
             Laleczka – bokserka w kolorze morza, czarna spódniczka z podwyższonym stanem. Do tego cytrynowy pasek, aby uwydatnić kontrast.  Włosy wyprostowane, rozpuszczone, w kolorze delikatnej czerwieni.  Wyglądałam jak modelka z katalogu mody letniej, tylko z trochę mniejszymi piersiami  
             Luzaczka – biorąc pod uwagę fakt, że faceci nie lubią specjalnego strojenia się (podobno) oraz to iż zaraz po wizycie musiałam udać się na taneczny aerobic, najpierw wybrałam luźny strój. Boyfriendy, podwijane przy kostce, 10-cio centymetrowe szpilki oraz bokserka z napisem „Rock love”.  Włosy spięte, z boku (dostępna nawet w wersji kręconej) Wyglądałam jak celebrytka z Hollywood, w wersji codziennej, której zdjęcia pojawiają się w brukowcach. Nieco mniejsze piersi, dopełniały nie-ten-efekt-o-który-mi-chodziło.
LALECZKA - LUZACZKA 1:0 
Wracam do sedna. A raczej końca. Leżałam z zamkniętymi oczami na fotelu dentystycznym, wiec nie było mowy o kontakcie wzrokowym Z PANEM I WŁADCĄ SYTUACJI ;))). Nie mogłam go zaatakować, przejąć inicjatywy. Nic z tych rzeczy (czy ja słyszę własny śmiech?) Wiercenie w mojej szczęce uniemożliwiło też rozmowy. NIESTETY! Jedynym kontaktem była woda. Tak, woda, która lała się po mojej twarzy jak szalona. Chcąc wytrzeć ją, pan dentysta zrobił to za mnie (spokojnie, nie dorabiam żadnej ideologii, hehe). Wytłumaczył naprędce, że tak się dzieje, by nie spalić zębów (czy coś w tym stylu-WHATEVER). Kiedy po wszystkim spojrzałam do lustra byłam pod ogromnym wrażeniem, mojej jedynki, która jeszcze 20 minut temu była w opłakanym stanie. Przeraziłam się natomiast szkodami jakie poczyniła woda z moją twarzą. Makijaż rozmazany, włosy lekko skręcone od kropel. AUĆ! NIC NIE SZKODZI! W krótkiej rozmowie "po" z moim NOWYM panem czułam się bosko. Pewna siebie. Seksowna.
Wyszłam z gabinetu. Przed tym umówiłam się na kolejne spotkanie. Za 14 dni kolejna randka (hehe). Pan dentysta wyszedł, ściągnął fartuch, spod którego moim oczom ukazało się niezłe ciało zasłonięte jedynie koszulką na ramiączkach. Miałam ochotę się rozpłynąć. Wyglądał tak świetnie, że serce przestało mi na chwilę bić, z zachwytu. Trzymałam jednak poziom, jak przystało na jedyną singielkę w mieście. Na chwilę zniknął mi z oczu. Kiedy zamykałam za sobą drzwi kątem oka zauważyłam go w czarnym samochodzie (CZARNYM!:), marki mi nie znanej(phiiii! Nie znam się na czterech kołach).  Kołysząc biodrami ruszyłam w stronę domu. Mężczyźni których mijałam nie mogli powstrzymać się od komentarzy, na mój temat. Pan doktor przez ten czas jechał ulicą za mną. Wydawało mi się, czy lekko unosiłam się nad ziemią, a trawa lekko tańczyła na wietrzyku w rytm mojego kroku? 
Może i nie dostanę owacji na stojąco, ale czuję się dobrze. Dostałam szansę jak w black jacku. Jeśli dziś rozbiłabym bank, nie było by dalszej zabawy.  Nie wiem  nawet czy wygrana jest z góry przegrana (nie zauważyłam czy jest zaobrączkowany). To podnosi moją ekscytację. Napięcie rośnie powoli. Na tym etapie żadna siła nie oderwie mnie od karcianego stolika, tzn. krzesła dentystycznego. Czuję się znowu wolna i szczęśliwa, czuję że mogę wszystko osiągnąć. Czuję się piękna, Nawet jeśli nie wygram, poczucie te jest bezcenne.

czwartek, 7 lipca 2011

MAM OCHOTĘ WYJŚĆ TYLNIMI DRZWIAMI

Śniłaś mi się – takiej treści sms dostałam od Pana X
Po sześciu godzinach odpisałam:
Mam nadzieję, że się nie rozbierałam - Wysłałam i niemal natychmiast pożałowałam tej decyzji. Jak głupia, szukałam sposobu cofnięcia czasu. Ile razy ci mówiłam, żebyś nie wysyłała i nie podjudzała go do dalszej konwersacji, do cholery! Czy ty nie masz rozumu! – dałam sobie porządną reprymendę
Nie… ale to co mi robiłaś nie do końca było grzeczne – odpisał niemal natychmiast
I na tym koniec. Nie odpisałam. W końcu wszystkie znaki na niebie mówią mi że nic do mnie nie czuje.  Jego postępowanie głośno mówi, że taka właśnie jest smutna prawda. WOW, jaka ja odkrywcza jestem !!! Przecież, do diaska, jakby mu zależało już by tu był,  już by mnie gładził tu i ówdzie, obdarowywał romantycznymi pocałunkami całe ciało... Mężczyzna któremu zależy na kobiecie, jest w stanie czynić największe zbrodnie. Of, course, nie żądam tego od niego…gdyby chciał mnie z powrotem, przyjechał by samochodem dostawczym do którego miałabym się spakować, i ZARAZ, NATYCHMIAST, OD RAZU przewiózł by mnie do swojego mieszkania. Pan X wyznaje inną zasadę,  myśli, że dwoma słowami w smsie zrobi na mnie wrażenie, przypomni o sobie…na wszelki wypadek…awaryjny wypadek, kiedy właśnie nie potrafi zmierzyć się z własną samotnością. Wiem, że nie powinnam marnować już czasu, myśli, nerwów. Wiem, że powinnam rozglądać się za kimś lepszym!

Kiedy wydaje mi się, że perfekcyjnie opanowałam lekcje pt. „Powinnaś rozglądać się za kimś innym”, dochodzę do wniosku, że tylko wydaje mi się, że tak jest. Codziennie się męczę. Zwalczam ochotę zatelefonowania, odpisania na wiadomości, z różnym skutkiem…Wmawiam sobie, że musi być jakaś granica , po której przekroczeniu nie można podtrzymywać sztucznie znajomości, bez względu na to jak długo kogoś się zna, jak dużo cię z nim łączy, jak bardzo kochasz. Ta granica to „Zostańmy przyjaciółmi” wypowiedziana przez niego. Właściwie to mogłabym być zła. Nie jestem zła. Chciałabym być zła. Na razie jestem otępiała.
Ps. Pomimo tego  jak silną chcę być kobietą, czasami ogarnia mnie nieodparta pokusa z napisem Pan X. Snuję fantazję. Kusząc go, wciągam do swojego mieszkania, zamykam drzwi na klucz, zdzieram z niego ubranie. Rozgość się we mnie (Ooops!)…a niewinne powietrze delikatnie gładzi nasze rozgrzane i spocone ciała.

sobota, 2 lipca 2011

BIOLOGICZNA? I EMOCJONALNA POTRZEBA, Phiiiiiii!

Muszę przyznać, nie należę do osób, które dobrze reagują na zmiany. Może i przyzwyczajam się szybko, ale czas „pomiędzy” jest emocjonalnie popaprany. Dzień w którym zostałam jedyną singielką w mieście był zwieńczeniem i początkiem moich poszukiwań „czegoś stałego”
- Chcę mieć męża – poważnie oznajmiłam Asji, singielce z wyboru.
- Jeśli pamięć mnie nie myli, to byłaś jedną z najaktywniejszych z przeciwniczek tego stanu – dokuczyła
- Byłam, czas przeszły. Teraz potrzebuję czegoś stałego.
- Nie uważasz, że za wcześnie na takie deklaracje? Dopiero co zakończył się twój siedmioletni związek z Panem X – przypomniała
- Hormony nie dają mi spokoju. Wiem, że to straszne co teraz powiem, ale myślę też o dziecku
- Phiii?! – tego nie była w stanie przyjąć
- Dziecko jako deklaracja wierności, spoiwo pomiędzy dwojgiem ludzi
-. Jeśli by tak było, ulice byłyby o połowę uboższe w samotne matki z dzieckiem. Musisz wiedzieć, że w kryzysie ONO nie będzie argumentem...bo jeśli ktoś chce odejść to i tak odejdzie bez względu na wszystko
- …ale rodziny które widuję (z racji swojego zawodu) są tak szczęśliwe…- przekonywałam ją tonem, jakim przekonywałam mamę do kupna lizaka będąc małą dziewczynką
- Pary z dziećmi, które widujesz, to oficjalne wersje ich samych. Nie wiesz przecież co się dzieje, za zamkniętymi drzwiami ich domów. I tutaj pojawia się hasło „zdrada”. Nie ważne czy będziesz z kimś miesiąc czy siedem lat, czy będziesz zaręczona, czy w związku małżeńskim, zawsze będzie ryzyko, że coś nie wyjdzie. To właśnie miłość.
?Czy prawdziwa miłość zawsze będzie wiązała się z ryzykiem? Jak się okazało, nawet dobre karty nie wróżą wygranej, w miłosnej rozgrywce. Pan X, po siedmiu latach podziękował mi, siejąc tym samym spustoszenie w moim życiu. Najgorsze jest to, że ja do końca wierzyłam, że wszystko układa się coraz lepiej, że zmierzamy w dobrym kierunku, tym samym kierunku. I nagle Boom! Koniec. The End. Finish. Czy każda wielka miłość się tak kończy?