piątek, 31 sierpnia 2012

BABIA HURRRA!

Korzystając z ostatnich dni wakacji. BABIA GÓRA.
Z uwagi na fakt, iż pochodzę z wielodzietnej rodziny, nie mogę poszczycić się "tatą na własność". Nie bez znaczenia miał też mój wieloletni związek z Panem X, który trwał poza domem rodzinnym. Ostatni wypad z cyklu ojciec-córka, miał zatem miejsce STO LAT, a dokładniej ok. dziesięć lat temu. Owe wspomnienie pt. "przejażdżka rowerowa" oprawiłam w ramkę i postawiłam na honorowym miejscu.
I tak oto w pewien słoneczny poranek, wyruszyłam wspólnie z tatkiem w świat
Wypad od samego początku posiadał w sobie magię. Nie tylko dlatego, że zaczęłam cenić ze zdwojoną siłą czas spędzony z ojczulkiem, a dlatego, że sprzyjał odkrywaniu tajemnic rodzinnych. Po ponad dwudziestu latach dowiedziałam się, iż spora część mojej rodziny pochodzi z gór. Mój padre też nie posiadał dużej wiedzy, jakiś czas temu postanowił odszukać swoich kuzynów i poznać miejsca gdzie wychowała się jego mama. Wykonał kilka telefonów, poszperał w pewnych papierach i w końcu odnalazł pierwsze kontakty (które miały szansę się zmaterializować) Jako zapalony sportowiec znał doskonale te "górskie rejony", jeździł do tutejszego ośrodka z pracy, właściwie nie mając pojęcia, że niedaleko są jego korzenie. Miał kilka wspomnień...
"Tutaj rzucaliśmy kasztanami w zakonnice" 
"Tutaj chodziłem do kościoła...tzn. na randki z córką kościelnego" 
"...a tą dróżką Twoi pradziadkowie chodzili do kościoła lub zaprzęgali konia i jechali na targ"
Posiadał znikomy bagaż wspomnień, to nic, kiedy je przywoływał, jego twarz jaśniała. 
Kiedy zaczęło zatykać mi uszy na znak wzrostu wysokości i ciśnienia...czyli WRACAJĄC DO ESENSJI BABIEJ GÓRY.
Jechaliśmy kolejną serpentyną, mijając kolejne parkingi, zajazdy. W pewnej chwili pomyślałam, że zaraz dojedziemy na sam szczyt Babiej Góry. Zrodziło się we mnie odczucie, że troszkę oszukujemy. OJOJOJ! Parking. Uffff. Koła STOP! Zabraliśmy ze sobą odpowiedni ekwipunek, plecak, jak przystało na turystów-amatorów górskich...i nieodłączny gadżet chińskich turystów, aparat. Zaraz brnęlismy czerwonym szlakiem z Przełęczy Krowiarki w górę. 
Już po dziesięciu minutach, ostrego podejścia w lesie, pojawiła się myśl, że nie dam rady (Supermanie, gdzie jesteś?!) 
Jak przystało na zapaloną w bojach ruchowych uczestniczkę, nie pisknęłam ani słowem (może gdybym głośniej wołała, Superman bądź inny metroseksualny bohater uratował by mnie z opresji...?)
- Tatoooooooo!!!!! WRACAMY!
- Jeśli wrócimy, to nie zobaczysz niesamowitych widoków ze szczytu Babiej Góry.
- Wejdę na internet i pooglądam zdjęcia.
- To nie to samo. Za mała rozdzielczość
To nie ja MĘCZYŁAM SWOJEGO OJCA, to mała dziewczynka dreptająca przed Nami. Wycierając pot z czoła, nie byłam w stanie myśleć o niczym innym niż to, że absolutnie podpisuję się pod jej głośną petycją powrotu! Zniosę nawet słabą rozdzielczość! SUPERMANIE! (spoglądam w nadzieji w niebo, a tu tylko ptak. Joder!*)
- O Matko Boska! - zaczęła krzyczeć, tym razem inna, nieco starsza kobieta wspomagająca się kijkami nordic-walking
- Nie jest tutaj Pani za kare - wygłosił orędzie, młody Bóg, który zboczył na chwilę z trasy, także ocierając pot z czoła
- Odbywam pokutę za wszelkie uczynione grzechy - z trudem wykrztusiła z siebie
- Wybrała Pani za małą górę *
- Grzechy nie zostaną odpuszczone? 
- Nie. Przykro mi - odparł niewzruszony
- To idę w Himalaje!
Przyznam, że pomysł odpuszczenia grzechów początkowo wydawał się być dobrym argumentem i "motorem", by wspiąć się na sam szczyt. Obawiałam się jednak że podzielam los tej kobiety. Choć Babia Góra jest najwyższym poza Tatrami szczytem w Polsce i najwyższym szczytem całych Beskidów Zachodnich, nie jest adekwatna do ogromu popełnionych grzechów (lekkich, ciężkich, jawnych i ukrytych). WELCOME, Mount Everest!
Byłam nieco zdekoncentrowana. Dwa lata temu wspięłam się bez większych problemów. CO JEST GRANE? Moje dywagowanie nad własnymi słabościami przerwała tabliczka z napisem: TEREN WYSTĘPOWANIA ŻMIJ
Ay, Dios mio ! Tylko nie to! - cicho lamentowałam
- Dziś niedziela. Żmije mają wolne, są na mszy - ukoił moje nerwy młodziutki chłopak z rozbrajającym uśmiechem.
- W końcu się zjawiłeś SUPERMANIE! Gracias!
Nie miałam w planach poddania się. To nie wchodziło w grę. Kiedy oddech się unormuje, będzie dobrze, pocieszałam się. KIEDY TYLKO SIĘ UNORMUJE...powtarzałam regułkę.
Wnet pojawił się chłopak, tak samo przystojny jak poprzednik, jednak nieco starszy i kilka centymetrów wyższy. 
- Czy Ty byłeś tam, hen wysoko? - zaczepiłam ledwo łapiąc oddech.
- Na samiutkim szczycie
- Naprawdę? - niedowierzałam
- Chcesz, pokaże Ci zdjęcia.
Uwierzyłam.
Rzeczywiście, pierwsze 10-20 minut potrafi przerazić. Jednak po tym czasie wspinanie się, to czysta przyjemność. Czułam się jak ryba w wodzie. Tak, gen sportowca zdecydowanie odziedziczyłam po tacie. Jestem mu bardzo wdzięczna za ten stan. 
OJCIEC I CÓRKA NA SZCZYCIE. TAK, UDAŁO SIĘ! WSPÓLNIE OSIĄGNĘLIŚMY CEL. 
Usadowiłam się na jednym z kamieni na samym szczycie Babiej Góry, mając przed sobą piękną panoramę gór, natury. Jest mnóstwo osób. Nie przeszkadza mi to. Idealnie wpisują się w mój krajobraz. Zatracam się. Czas zamarł, nie ma większego znaczenia. Wsłuchuje się w wewnętrzną harmonię. Mogłabym tak już zostać. 
Za rok na sam szczyt, będę wspinać się wraz ze swoim dzieciątkiem. 
Niebezpiecznie się rozmarzyłam, zapominając, że...nadal jestem singielką, co prawda z pewnymi widokami...jednak singielką (tego nie da się jakoś ukryć?) No tak, niby wszystko możliwe, jakbym się zaparła...Natychmiast skarciłam siebie za tę, niedorzeczną myśl. NO! Samotną matką z wyboru nie zamierzam być. NO NO NO!
W drodze powrotnej, w połowie drogi uczepiłam się "sprintera", dzieki któremu pokonałam trasę w zaskakującym czasie. Wracając, koiłam strudzonych marzycieli o szczycie Babiej Góry...i siebie...może Ja i Mr. High pewnego uroczego dnia, osiągniemy szczyt naszej góry?

* Babia Góra 1725 m n.p.m.
* Mount Everest 8848 m n.p.m.
* Joder - hiszpański odpowiednik Fuck!

wtorek, 28 sierpnia 2012

ALICJA I KRÓLICZEK WRACAJĄ (NA MOMENT!)

Pamiętacie moją wersję bajki: "Alicja w Krainie czarów"?
Jeśli tak, to wiecie, że Mr. Króliczek definitywnie nie był bohaterem z serii - happy end. 

Wczoraj późnym wieczorem, przypomniał sobie o mnie, dając temu upust, dzwoniąc. Nie miałam najmniejszej ochoty odbierać. NO, NO, NO, NO, NOOOOOŁ! Do pięciu razy sztuka, no i poddałam się! Prawdopodobnie nie powinnam tego robić, ale cóż, jestem tylko KOBIETĄ. Odebrałam, próbując zdusić w sobie chłód w miejsce którego niemal natychmiast miał wzniecić się asteryzm.

"Jesteś śliczna, bardzo chciałbym się z Tobą umówić na kolejną randkę. Nie miałem czelności do Ciebie wcześniej zadzwonić....rozmawiałem o Tobie ze swoim przełożonym. Poradził mi bym walczyl o Ciebie. I tak też czynie. Tęsknie za rozmowami z Tobą, za wymianą sms'ową (na LITOŚĆ BOSKĄ!) To było naprawdę miłe. Czy możemy wrócić do tego? 
...Dostałem awans. Wypiłem jedno piwo, by dodać sobie odwagi, by zadzwonić do Ciebie. Nie, nie, nie jestem pijany! To dla kuraszu....
...Gdzie chciałabyś się ze mną wybrać? Ja zabiorę kurtkę, nie chcę by Ci było zimno, jak podczas naszej ostatniej randki, podczas której zastał nas niespodziewanie deszcz...
...Nie rozumiem, dlateczego pewnego dnia przestałaś się do mnie odzywać. Dlaczego uznalaś, że nasza relacja nie ma przyszłości? Jesteś cudowną kobietą. Może wybierzemy się gdzieś we wrześniu? Mam trzy tygodnie urlopu. Z chęcią bym się z Tobą gdzieś zaszył i tulił. Chciałbym się kochać z Tobą" 
- Dasz się zaprosić na kolejną randkę? - zapytał ponownie
- Przemyślę to...oddzwonie. 
- Czekam na Twoją odpowiedź. 
Co dziwne przez 30 min jego monologu, nie zwalczałam w sobie chęci rzucenia słuchawki, co więcej nawet mnie nie parzyła. Mr. Króliczek to przystojny, dobrze wychowany, elegancki mężczyzna. Jest sympatyczny, troskliwy, ma miłą, uczciwą  twarz...no i co więcej pisać: za mundurem panny sznurem (jego zawód jest REALLY SEXY!) To suche fakty. 
Zakochałam się w Nim niemal natychmiast. No dobrze, „zakochać się” to zbyt mocne słowo, z pewnością był to początek „zakochania”. Dzisiaj jest Mr. High i po "kic-kic zakochaniu" ani śladu. I wcale nie dlatego, że pojawił się ten drugi, po prostu Mr. Króliczek, nie skorzystał z okazji w odpowiednim czasie (kiedy światło zielone szczęśliwie Nas oślepiało)
Tak, zalegam w ścisłych relacjach z Mr. High. 
Szkoda tylko, że moja skrzynka odbiorcza nie jest zasypywana jego wiadomościami, a Mr. Króliczka. Głupie porównanie? GŁUPIE, ale nie mogę się powstrzymać. 
Zachowanie kontaktu: 1:0 dla Mr.Króliczka
Namiętność: 1:0 dla Mr. High
Komentarz? Powstrzymam się. Mr. High, ahhh ten Mr. High! Nie można mieć wszystkiego!
WHAT THE F***?!
Jako singielka na bieżąco przygotowuje się do podróży na planetę Mars. Studiuję książki, liczne poradniki, słucham porad znajomych i kiedy jestem juz pewna, że zdobyłam tajną wiedzę, czego tak naprawde pragną mężczyźni...dochodzę do wniosku, że tak naprawdę to NIC NIE WIEM. 

"Nie odzywaj się do męskich członków, a będą jeść Ci z ręki! Mr. Króliczek zacząć wydzwaniac jak opętany...teraz, kiedy odpuściłam. Teraz kiedy przestało mi już zależeć! A co z czasami kiedy moje oczy były zaczerwienione i spuchnięte od płaczu?! Pytam-GDZIE ON WTEDY BYŁ? Mars, to planeta w której nigdy sie nie rozeznam" - takiej treści wiadomość wysyłam Sis, która podobnie jak ja, KICA.
"Zastosuję się do tej rady!" - odpowiada natychmiast

Dzień później, ponownie zadzwonił: KIC KIC, ble ble...
Słuchałam uważnie. Niewątpliwie lał miód na moje uszy. Ha! 
Słuchałam jak słucha się bajki o Mikołaju co przynosi darmowe prezenty, 
jak bajki o Królewnie, która zostaje przy jednym i tym samym księciu, 
jak 12 latka z planami zdobycia świata w ciągu najbliższych 2 lat, 
jak krowę-Muuuu, 
jak kaczkę-Kwa Kwa, 
jak dziecko-A gu-gu, 
jak Mr. Króliczka-Kic-Kic. Miło. Nic więcej.
Zaraz po tym, otwieram mojego ulubionego - cytrusowego Redds'a i BEKAM NA GŁOS. Taaaa,  gdybym tylko umiała. Wybaczcie ten mały dramatyzm.

środa, 22 sierpnia 2012

AH, TEN MR.HIGH !

Tytułem wstępu, doza szczerości...
Przez większą część mojego życia, łaknęłam, by wszyscy mnie kochali, nagradzali, cenili, chwalili i głaskali po głowie jak grzeczną dziewczynkę.
Byłam taka sztywna, że na samą myśl na te niechlubne wspomnienie, aż niedobrze mi się robi. Nie rzadko podczas uniesień bliżej było mi do spotkania służbowego niż do frywolnej kocicy. Opornie było się rozluźnić, kontrola nad każdym fragmentem mojego życia i ciała rozrosła się do niebagatelnych rozmiarów. Pogubiłam się. Byłam tak mało doskonała. Za mało się uśmiechałam. Za mało tańczyłam. Nie byłam wyjątkowa, chociaż byłam pewna, że moja recepta na życie, prowadzi mnie wprost w ramiona doskonałości. Tymczasem stałam się niewolnikiem sztywnych reguł, które sama sobie zaserwowałam (na pięknie zdobionej tacy nadziei).
Pragnę tańczyć, flirtować, zapomnieć o wszystkim!
Teraz, za namową całego wszechświata, obchodzi mnie tylko to jak znakomicie czuje się podczas cudownie porywczych pocałunków i dotyku Mr. High. Jego seksualność zawładnęła mną, budzi we mnie demona ( trochę to banalne, ale tylko ten zwrot doskonale opisuje ten stan ) Demon seksu budzi się przy demonie seksu Takie dwa demony. Rozumiecie co chcę przez to powiedzieć ?  
Pojawiają się pierwsze ALE...ale tylko wtedy, kiedy nie ma Go blisko. 
Jestem w stanie wiele znieść: jego żonę, jego kochankę, jego dziewczynę, nawet jego chłopaka...Czy ja naprawdę to napisałam? Czy ja naprawdę tak myślę? Zamiast pogrążać się w afirmacjach, mogłabym przecież zapytać Go wprost o inne partnerki/partnerów... NIE MOGĘ! TAK NIE W Y P A D A ! Na czole wytatuowałam sobie bowiem, słowa Caroli w stylu daj-czas-czasowi: "W początkowej fazie nie wymagaj od faceta, by przedstawił Ci swoją historię. Na to przyjdzie czas
FA K T Y C Z N I E, nie mogę przecież okazać niepewności. Muszę grać w tę wątpliwą grę. Grę pełną podejrzeń, że Mr. High niekoniecznie pragnie być tylko ze mną. ¡ MI DIOS !!!
¡ CARAMBA!...za mało rozmawiamy, całą uwagę skupiając na sprawach wyższej rangi = ROZKOSZOM
Przy Nim zachowuje się jak hiszpańska puta, kobieta nieczysta. Moje zepsucie jest jednak dla mnie, niczym letni powiew wiatru. Ulegam za każdym razem, jak jeszcze nikomu...nawet Panu X. To, że się odblokowałam, samo w sobie jest podniecające, bo nigdy się tak nie zachowywałam. U la la la!
Zaczyna mnie całować, obejmuje w talii i przyciąga naprędce.
Za każdym razem, coś dzieje się z dolną częścią mego brzucha. Niegrzeczne wibracje przeszywają moje ciało. W gruncie rzeczy podczas tej początkowej sesji nie wydaję z siebie żadnego dźwięku. PRZY NIM, DZIEJE SIĘ COŚ INNEGO. Wiem, że wszelkie odgłosy są zbędne i przede wszystkim lekko żenujące. Zawsze kiedy tak czynię, zastanawiam się, czy nie brzmię jak fonia z taniego pornosa.
- Lubie stan, w którym jesteś, kiedy dotykam, drażnię i całuję Twoje "uchwyty miłości". Bardzo mnie one kręcą u Ciebie. Zamknij oczy i nie przestawaj drżeć w moich ramionach - szepce mi do ucha Mr. High
IT'S RAINING MAN. Hallelujah !
IT'S RAINING MAN. Amen !
IT'S RAINING MAN. Hallelujah ! 
IT'S RAINING MAN. Amen !

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

PORTAL DLA SINGLI I MR. HIGH

Trzy  miesiące temu (w trakcie chwilowego zatracenia w lenistwie) po obejżeniu  kilku odcinków " Millionaire Matchmaker" z impulsywną Patii Patti Stanger na czele, zaczęłam rozważania nad biurem matrymonialnym. Wraz z Asją, singielką z wyboru, zaczęłysmy poszukiwania w internecie. Rezultaty nie były zadowalające, bowiem "czarno na bialym" otrzymałam wadomość, iż moje małe miasteczko nie posiada takowych uciech. Natrafiłam natomiast na wrzechobecne portale dla singli. Hm...przemknęło mi przez myśl, a gdyby tak spróbować ? 
Mój wybór padł na klasyczny portal "Sesese". Jako niedoświadczona w cybernetycznym temacie poprosiłam Asje, by przejęła ster. Kiedy oznajmiła mi, iż po zarejestrowaniu jestem zobligowana do uzupełnienia wszystkich pól w profilu randkowym, byłam bliska omdlenia. Po co AŻ tyle informacji?! Potem moja uwaga skupiła się na sferze pt. Mój wymarzony partner.
POTRZEBUJĘ NORMALNEGO MĘŻCZYZNY, a nie wyidealizowanego chłopca! Asja próbowała mnie uspokoić, twierdząc, że określenie wymagań pozwoli na znalezienie odpowiedniego kandydata. CHYBA JEDNAK NIE BYŁAM JESZCZE GOTOWA NA TAKĄ ZABAWĘ W MIŁOŚĆ.
Po nieco dłuższej chwili, byłam zarejestrowana na innym portalu, o nieco zabawnej nazwie z księżniczką w tle. Nie musiałam wyznaczać kilku stron idealnych cech, dotyczących mojego przyszłego kandydata. Co mnie nie obciążało emocjonalnie. 
Codziennie dostawałam wiadomości od wielbicieli. Bawiłam się dobrze...do chwili, kiedy dotarło do mnie, że każdy z mężczyzn pragnie mnie rozpieszczać...pieniężnie. Gdzie ja oczy miałam?!!!
Miesiąc temu, poczułam się na tyle silna i zdyscyplinowana, iż założyłam profil na portalu "Sesese". Nie czuję się zbyt komfortowo wystawiona jak na aukcji w Allegro, jednak  grzecznie wypełniłam każdą lukę, nawet tę, dotyczącą mojego ewentualnego partnera...nadal nie wiedząc czy dobrze go określam. Tym razem nie poddałam się jednak.
W ciągu miesiąca otrzymałam zaskakującą ilość wiadomości, do tego stopnia iż trudno było ogarnąć cały ten cyber-miłosny chaos. Zaczęłam konwersację z kilkoma mężczyznami. Ku mojemu zdziwieniu, to bardzo mili ludzie. Nie byłam jednak gotowa na spotkanie...spotkania przez internet...chyba nie zdążyłam nabyć odpowiedniego podejścia do tego typu randkowania. 
...i pojawia się Mr. High. Mężczyzna nie w moim typie.
Dostaję od Niego wiadomość, typową-zapoznawczą. Cześć, odpowiadam bez większej ekspresji. Liczyłem na coś więcej, czytam. Nie odpisuje. Któregoś dnia zostawia swój numer telefonu. Ahhh, te roznegliżowane z pewności przyszłości noce...wysyłam sms'a. Od tego momentu, codziennie wydzwania do mnie zapraszając na randkę. Odmawiam, a On nie daje za wygraną.
Spojrzał mi w oczy z tą swoją bezczelną pewnością siebie, KTÓRĄ PONAD WSZYSTKO UBÓSTWIAM!
Pierwsze spotkanie odbyło się o północy, spontanicznie. Wybrał doskonałą porę. Wieczorem czuje się bezbronna...zgadzam się...wieczorem czuje wyzbyta z niezależności...wieczorem jestem przyodziana tylko w samotność. Gawędziliśmy niczym starzy znajomi. Bardzo dużo się śmiałam, próbując zatuszować swoje lekkie zdenerwowanie, mu wychodziło to naturalnie. Nie wiem kiedy zegar wybił 4 nad ranem...a od mojego mieszkania oddaliliśmy się zaledwie kilka metrów. 
...wtem jego dłonie objęły ją w ta­lii, a na kar­ku poczuła zimny oddech.
W chwili gdy przyciągnął mnie do siebie zaczęłam lekko dygotać...zapewniam, że nie z zimna. Moje skąpe życie uczuciowe zaczęło krzyczeć. Oye! Ja, ucieleśnienie dziewicy z Gwadelupy (ubranej troszkę za skąpo) zaczynam się "MULDAĆ" na pierwszej randce? To równie szokujące, jak widok perfekcyjnej pani domu zamiatającej pod dywan kurz. Seksualna energia sprowadza mnie na złą drogę. Alleluja! Tak czy inaczej, nie mam ochoty wprowadzać randkowych niuansów w takiej namiętnej chwili!
Moje szorty i obcisły top też miał się nijak do wyglądu dziewczynki udającej się na lekcje religii. Koniec pretensjonalnego sztywniarstwa w moim wykonaniu, za którym chowałam się przez wszystkie lata. GO TO HELL! 
Wtuliła się, jemu wyrwało się coś na ten temat...To prawda. Uwielbiam się tulić-szepnęła. Rzeczywistość była nieco inna. Ona ma problemy z okazywaniem uczuć. W jego ramionach łatwo było zapomnieć o tym. Przez chwilę wydawało jej się, że bije dla niej jasne-zielone światło. Takie proste, ta­kie in­ne, tak niena­tural­nie wyraźne... 

-Dzień dobry. Chciałbym złożyć zażalenie - zatelefonował z samego rana
- Słucham zatem Pana
- Uczyniłem kardynalny błąd...po wczorajszej nocy, po której byłem zmuszony od razu zjawić się w pracy, nie zdążyłem przebrać koszulki. Cała jest przesiąknięta Twoim zapachem...
- Miska, proszek lub mydło...i w rączkach uprać
- Nie! Nie! To miło czuć Cię przez cały dzień. Ahhh, co ja mam teraz z Tobą począć...Co Ty robisz ze mną kobieto!
Każde kolejne spotkanie jest bajecznie żarliwe. Nie przypominam sobie abym znała kogoś wczesniej, kto działałby na mnie w taki sposób...100% nasycenia seksualnego. 
Mogłabym się zatracić całkowicie. Jednak anioł siedzący na moim prawym ramieniu krzyczał do ucha "TAK NIE WYPADA!". Za drugim razem ten sam aniołek tłumaczył, że grzeczne dziewczyny nie oddają się tak szybko. Podczas kolejnych spotkań słychać go coraz mniej. SIO! Lodowate wino mszalne zaczęło buszować w moich żyłach? TO OBŁĘDNIE MIŁE UCZUCIE.
Pierwsze spotkanie i od razu strzał w dziesiątkę? Tak szybko jak przyszła do mnie ta idealna myśl, tak szybko się z nią pożegnałam. Ciao! Chyba zbyt wiele razy widziałam poparzone miłością koleżanki, by teraz uwierzyć, ze to TEN JEDYNY. Z małym niedowierzaniem jest mi wygodniej.
Ps. Niespodziankę od losu chętnie przyjmę.

środa, 15 sierpnia 2012

MĘŻCZYZNA IDEALNY, CZYLI POSTAĆ Z GATUNKU SCIENCE FICTION.

Moje Drogie, 
Przedstawiam subiektywną listę wymagań skierowaną w stronę planety MARS, spisaną z lekkim przymrużeniem oka. Listę stworzyłam dawno temu z potrzeby chwili. Moja imaginacja uwielbia do Niej wracać w chwilach zwątpienia. 

MR. PERFECT - TARATARAM!

Idealny mężczyzna to perfekcjonista pod każdym względem. Nie ma żadnych wad, ani nieprawidłowości. 
Ja chce go mieć! TU I TERAZ!
Ze względu na fakt, że nikt nie był w stanie odpowiedzieć, na nurtujące mnie pytanie: „Gdzie mieszkają idealni mężczyźni"? Postanowiłam zasięgnąć rady wszechwiedzącego wujka Google. Szybko zostałam wyzbyta z złudzeń. Dowiedziałam się bowiem, że nie jest możliwa integracja i funkcjonowanie wszystkich elementów i podzespołów w jednym człowieku. No tak, perfekcja nie istnieje, to tylko iluzja. Poniekąd, czuję się oszukana! Swoją drogą, gdyby gdzieś ktoś taki istniał, to czy któraś z nas odważyłaby się z kimś takim być?Po łomie prosto w głowę, i…serce, postanowiłam stworzyć własnego, patchworkowego „Mr Perfecta”.
1. Pewny swoich racji (nawet jak się myli). Pewny siebie. Pewny swojego - Nie mylić z zapatrzonym w siebie gburem, który uważa, że dla kobiety jest najlepszym prezentem od Boga!
2. Inteligentny - Ahhhh! inteligencja jest nieziemsko sexowna!
3. Przystojny (HOT ciasteczko ) MNIAM!
4. Spontaniczny, mega pozytywnie zakręcony, ze sporą dawką poczucia humoru!
5. Zaradny - stała praca - mocna pozycja na rynku pracy
6. Starszy - zawsze marzyłam o starszym, mądrzejszym niż moi rówieśnicy mężczyźnie. No dobrze, starszy to nie synonim mądrości…
7. Dobry w łóżku, władczy w łóżku (…a po wszystkim przytuli troszeczkę)
8. Wyznawca zasady monogamii - wiem, wiem faceci!
9. Idealnie, gdyby był wyższy ode mnie - Na tyle wyższy, bym mogła paradować przy nim w butach na mega obcasie!
10. Artysta. Niekoniecznie musi zajmować się sferą artystyczną, chodzi bardziej o pasję, w której potrafi się zatracić
11. Mile widziany samochód…a raczej „absoluttely must have”. Nie chodzi o droga markę. Wystarczy samochód średniej klasy – C Z A R N Y, phi, phi!
12. Nie może nadużywać słowa „Kocham Cię” i innych tego typu „pier...” Słowa nie mają większego znaczenia. Stosunkowo szybko potrafię wyczuć „bruzdy”, automatycznie się wyłączając. Czyny, czyny i jeszcze raz czyny, to wyznacznik wszelkich uczuć. BASTA!
13. Musi czuć się współodpowiedzialny za dom (m.in. porządki, przygotowanie posiłków) - jakie to pretensjonalne…ale musiałam to uwzględnić (ahh, my kobiety!)
14. Palaczom mówię nie! - Ok, ok, istnieją typy z kategorii „z dymkiem”, nad i pod którymi rozpływam się
15. Wszelkim uzależnieniom z końcówkami – HOLIK, też mówię stanowcze nie! (z uwzględnieniem: „mamusio-holik”)
RZUĆMY WSZYSTKO I CHODŹMY SIĘ CAŁOWAĆ!
Spokojnie, nie żyję (już) w bajce. Wiem, że mój „Mr Perfect” nie istnieje, chociaż nie ukrywam, czasami lubię pomarzyć. Pisząc tę listę uśmiechałam się od ucha do ucha, co oznacza tylko tyle, iż czasami, my kobiety, lubimy posłuchać o kimś takim.
Nie jestem wybredna. Jeśli mój długowłosy mężczyzna (no dobrze, macie mnie, ha!) pewnego dnia powie, wypuszczając pomiędzy słowami dymek z papierosa: „Mała, wsiadaj na motor. Rzucamy to wszystko!” Bez wahania tak zrobię! Mój wolny, spontaniczny książę i jego mechaniczny koń…skręca mnie na samą myśl!
Moje Drogie, jak długą macie listę?

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

WAKACJE SINGIELKI

JSwM wyjechała na wa­kac­je. Jedyne czego pragnęła to za­pom­nieć o tym co wy­darzyło się w jej życiu. 
Wszystkie natrętne myśli i gryzące problemy pozostały w do­mu...
OCZYSZCZAJĄCE ZERWANIE ŁĄCZNOŚCI...magiczne śniadania na tarasie, rozmowy z żwawym i przystojnym staruszkiem z sąsiedztwa, bardziej lub mniej kontrolowane spacery do centrum wszechświata, wymarzone warunki pogodowe, urzekająco piękne widoki rozpościerające się przede mną, góry, góry, góry, lasy pola!, wdzięczne krówki na wypasie, debiut nordic walking rozpoczynający się od salw śmiechu "podpierać się lekko o lasce będę za 50 lat!", chwytanie każdej z chwil, pokorne oddanie się działaniu promieni słonecznych, odprężające i energetyczne strumienie jacuzzi rodzące się w nurcie naturalnych źródeł, obiady na trawie, marchew z grządki, jabłka z drzewa, maliny prosto z krzaka, najurodziwszy bukiet kwiatów-pietruszki prosto z ogródka i ten wszechobecny za­pach…za­pach wspomnień z dzieciństwa...mamma mia! dreptanie w strugach deszczu, "wycudowana podróż na stopa", "- Co Pani robi, że jest taka śliczna? - Raz na jakiś czas rzucam wszystko i biegnę się całować!", mini lumpeks mający na stanie tyle sztuk ubrań ile zdołałam upchać do  wakacyjnej walizki z tygodniowym terminem ważności, "minęło już prawie dziesięc lat...- Ten dowód to tymczasowy? - Nie rozumiem? - '94 rocznik - Taaaa!", kosztowanie miejscowych wypieków w niezwykłym towarzystwie: siorbającej leniwie kawy i przeuroczego akcentu-kultury-nawyków, chichrający księżyc szklący się w górze, świerszcze grające cudowne melodie do snu, nabrzmiałe, uwierające wspomnienia spełzające do rozmiarów filigranowych, lekkich jak piórko- niewidzialnych- tralalala. Kocham. 
Spakowałam już wszystko. Ar­ri­veder­ci! 
...mam nadzieję, iż owa magia babrać będzie się jeszcze długo.
- Zobacz kochana - pani Lukrecja szepnęła do mojej mamci, zaraz po tym jak ich koleżanka z pracy oddaliła się na bezpieczną odległość. 
- Czterdzieści lat. Na tym świecie ma właściwie tylko mamę. Kiedy jej zabraknie, zostanie sama jak palec, a to niedobrze jest być samym... Zobacz na Nas. Mamy swoich mężczyzn...najgorsza kłótnia z Nimi jest doskonalsza niż samotność............