Wydaje mnie się, że jestem jedyna singielką w mieście...
Cynizm nigdy nie był moją mocną stroną, jednak ostatnio nadrabiam zaległości w tym temacie.
Cynizm nigdy nie był moją mocną stroną, jednak ostatnio nadrabiam zaległości w tym temacie.
W związku ze zmianą mojego statusu na fejsbuku z "w związku" na "wolna"- postanowiłam przelać swoją miłość w inne tereny niż męski odpowiednik człowieka i co za tym idzie skutecznie się unieszkodliwic. Odnowienie przysięgi dozgonnej miłości do mojego miasta z początku wydawało się idealnym rozwiązaniem. Uznałam, że na dobry start najlepiej podreperować budżet miejskich sklepów, sklepików, pizzerii, pubów itp. Przyjaciółki były zadowolone z mojej przemiany, czego nie można powiedzieć o mojej i tak już przeciążałej garderobie. Krzyczała, warczała, buczała aż w końcu musiało dojść doszło do tragicznego momentu, a mianowicie zerwania jednej z półek. „Co się pchasz z tymi butami?!” zdawała się podsumować, kiedy cala zawartość szafki spadła wprost na ziemie. Uzbrojona w pozytywną energię, brnęłam dalej w "city romans. Kiepski początek musiał przecież gdzieś mnie w końcu zaprowadzić. Zawitałam do kina, gdzie oprócz złamanego serca i singielki z wyboru (dla potrzeb tego bloga nazwę ją Asja) była jedna kaszląca pani.
Godzinami spaceruję samotnie ulicami, nie mogąc wyjść z przeświadczenia, że Pan X wybrał najgorszy czas na zakończenie naszego związku,mianowicie, lato. Gdziekolwiek nie spojrzę, chłopcy i dziewczęta łączą się w pary jakby świat był stworzony z damsko-męskich puzzli. I właśnie wtedy wydaje mnie się, że jestem jedyną singielka w mieście...
Kocham swoje miasto, jednak po ostatnim romansie trudno mi wyjść z przeświadczenia, że i ono jest tak samo samotne jak ja. Mogłabym oczywiście bronić moją "new love", przemilczeć pewne fakty. Mogłabym powiedzieć, że to dzień powszechni, ranek, lub wczesne popołudnie... Mogłabym, ale nie uczynię tego. Dość stawania w obronie, dość ocieplania wizerunku "drugiej połówki pomarańczy" robiłam to przez ostatnie siedem lat. Nie tego oczekuję po romansie z miastem.
Dobiegają do mnie głosy, że jak nie ten to inny. Ja jednak utarłam swoją ,inną nieszczęsną tezę. W moim życiu są dwie miłości. Jedna mnie rzuciła, druga się zaręczyła…
Wrzechobecne promienie słonca nie pomagają mi. Nie nadaję się do takich upałów tak samo jak nie nadaję się do zmian personalnych w moim zyciu, co równa się życiu w pojedynkę. Czuję presję, nie tą z zewnątrz od przyjaciół, a moją osobistą presję. Czytam, oglądam programy, filmy w stylu "krok po proku - jak być singielką". Nie pomagają mi informacje wciąż nabywane i wchłaniane z każdej możliwej strony. Czy ja jestem masochistką?. O co chodzi z tymi naukowymi badaniami?!!!, według których po siedmiu latach mieszkania w pojedynkę, ludzie nie czują wewnętrznej potrzeby wpuszczania kogoś do swojego życia. WHAT???!!! Robię dwa wdechi i dwa wydechy, uspokajam się, na chwilę. Kalkuluję na sucho, same fakty. Singielką jestem od 18 dni. Od 18 CHOLERNIE samotnych dni!!! I znów upadam na samo dno żałosnej rozpaczy, doskonale wiedząc że zbytni dramatyzm jest niewskazany.
Dobiegają do mnie głosy, że jak nie ten to inny. Ja jednak utarłam swoją ,inną nieszczęsną tezę. W moim życiu są dwie miłości. Jedna mnie rzuciła, druga się zaręczyła…
Przy tej okazji wymyśliłam zasady obcowania samej ze sobą:
- Nie dasz rady bez przyjaciółki, przyjaciółki, najlepiej singielki. Tylko ona jest w stanie wrócić Cię do życia. Wytłumaczy Ci jak dziecku, że kupno sukienki, butów czy torebki napełni szczęściem jedynie twój ulubiony sklep.
- Egzekwuj od siebie więcej. Ty jesteś główną bohaterką, nie on.
- Rozglądaj się za nowym modelem człowieka płci męskiej w celu zbadania rynku. Siedem lat w związku jest jednoznaczne z nieznajomością tematuJ
- Dbaj o siebie z nutką przesadności. Każdy dzień może okazać się wygraną w miłosnym toto lotku.
- Tydzień wolnego, w celu pozbierania się po tej „katastrofie” na miarę końca świata jest przereklamowany. W tym czasie nabawisz się tylko problemów: sennych i trawiennych
- Nie zastanawiaj się jak przekazać całemu światu swoją wersję wydarzeń. Znajomi z jego strony znają już jedyną i słuszną wersję, taka samo jak twoja strona znajomych…
- Desperacja w kilka dni po zerwaniu towarzyszy nam częściej niż byśmy się spodziewały. W tym niechlubnym akcie nie odświeżajmy kontaktów, których będziemy mogły żałować.
- Jeśli pod nieobecność przyjaciółki z pkt.1 zdarzy Ci się zakupić np. sukienkę KŁAM, KŁAM, KŁAM patrząc sobie prosto w oczy w odbiciu lustrzanym. Chyba nie chcesz przyznać, że nowy ciuszek nie jest kupiony z rozpaczy.
- Skończ ze słowami „zmarnowałam z nim tyle lat…”. W przyrodzie nic nie ginie, tak samo w związkach nic się nie zmarnuje. Przynajmniej teraz już wiesz, że
- bycie jak completamente wierny piesek nie popłaca się. Od teraz zawsze miej kogoś na ławce rezerwowych. I nie chodzi tu o zdradę, a o utrzymywanie kontaktów z płcią przeciwną.
- nigdy nie można zaufać drugiej osobie bardziej niż sobie samej. Nawet jeśli jest to „idealny ideał”.
- pozwalanie na wszystko drugiej połówce pomarańczy, przymykanie oka na niedoskonałości nie są dobrym kompanem.
Dziękuję za uwagę.
No kochana, chętnie pogadam na ten temat. Chwilami jakbym czytała o sobie.... Utożsamiam się głównie z punktem nr 9.
OdpowiedzUsuń