piątek, 20 lipca 2012

KIC KIC-BANG BANG

Mr. Króliczek.
Rozczarowanie. Jedno wielkie rozczarowanie. Zabiegał kilka dni o kontakt do mnie, zauroczywszy się moją osobą na zdjęciach z pewnej imprezy. Z każdym kolejnym dniem zaczął sterować moimi uczuciami jak oszalały. Za szybko się mu oddałam...emocjonalnie. Seksualnie? Na trzeciej, odwołanej przez Niego randce...mogło do tego dojść.
"Nie interesują mnie Twoje żałosne wymówki. Liczy się tylko to, że wystawiasz mnie do wiatru" - zdawałam się krzyczeć tego feralnego dnia

Po długiej przerwie, zaczęłam na nowo korespondować z Mr. Króliczkiem. "Słabości, imie twe kobieta" (Hamlet)

Już nie wykupuję pakietów sms"ów. 
Nie grozi mi zatem"choroba kciuka"
Wymieniamy się zaledwie krótkimi wiadomościami na FB. 
Mam wrażenie, że rozgrywamy grę: kto zmieści się w jednym/dwóch zdaniach, zamieszczając w nich kwit esencję myśli. 
Pokuszę się o stwierdzenie, iż jest to miażdżąco urocze. 
Pewny czwartkowy wieczór....
"Kolorowych snów", dostaję wiadomość z numeru zupełnie mi nieznanego. Przeczytane. "Dziękuje , ale to pomyłka", odpisuję. Odkładam telefon na nocny stolik. Wykąpana grzecznie układam się w łóżku. Ahhh, moja pościel jest taka odświeżona! Już zawsze przed snem będę ją układać na okno, w celu przewietrzenia. POSTANOWIONE! "Nie. Nie pomyłka". Przedstawia się On. Mr. Króliczek. Hmmm. nie wiem co myśleć. Konsternacja ( trwając jedną chwilę, no, może dwie ) Wkładam plytę DVD do odtwarzacza. Ostatnimi czasy mój wybór pada na Dzienniki Brigitte Jones.  Jedynka i dwójka naprzemiennie. Zastanawiam się czy nie za dużo uroczo infantylnej Panny Jones w samotne noce. Nie! Ustanowiłam nową zasadę, dopóty, dopóki nie nauczę się wszystkich dialogów na pamieć, będę mogła oddawać się  przyjemnej ekscytacji Brygidą. Ha! Rzuciłam się prosto w wykrochmaloną świeżym powietrzem pościel. "Wiedziałem, że gdybyś wiedziała, że to ja, nie odpisałabyś. Stąd posłużyłem się nowym numerem. Całuje i pozdrawiam". Hmmm. Dla mnie zabrzmiało to mniej więcej tak: 
- Cześć. Jak się masz? Wszystko w porządku? Widzisz, obiecałem, że wrócę, no i jestem!
Nie, nie walczę ze sobą. To nie tak. Nie czuję też ani grama satysfakcji. 
Skupiłam się na obrazkach na mojej plaźmie...Ha! nie do końca. Ciekawszy okazał się bowiem zegar wiszący nieopodal, na ścianie. Duża wskazówka przesuwała się w rytm myśli dwóch singielek: Brygidy i MOICH. 
DWADZIEŚCIA JEDEM MINUT I DWADZIEŚCIA TRZY SEKUNDY upłynęły. Odpisuje. "Tobie też kolorowych snów". AUĆ! Nie lubię gierek. Do tej zdążyłam się jednak przyzwyczaić. Myśli analiz nie sypią gęsto. Głośna tyrada też mi nie w głowie. Pod wpływem cynicznych sytuacji z Mr. Króliczkiem w roli głównej, utwardziłam siebie. A może jednak lubię ją?. GRĘ. Zmieniam tylko na szybko zasady. Koniec kicania za Mr. Króliczkiem.  Preludium do happy endu? 
Po ostentacyjnym odwołaniu przez Niego naszej trzeciej randki, wydałam już wyrok: To nie TN (Ten Jedyny). Coś jednak nie pozwala mi postanowić końca naszej znajomości. 
Wracając do realiów. 
Bije rekord w przeprowadzkach. Wszędzie stoją kartonowe pudła.
Moja współlokatorka Sis, dwa tygodnie temu wyprowadziła się do swojego, bądź co bądź, nowego mężczyzny. To było do przewidzenia, albo Ona albo ja. Tym razem Sis okazała się lepszą poszukiwaczką miłości. Nie jestem w stanie utrzymać dwupoziomowego,  65 m² mieszkania, wiec szukam kawalerki (mając nadzieję, że będe w stanie przynajmniej ją zachować). Czas na przeprowadzkę mam do końca miesiąca...

wtorek, 17 lipca 2012

OCALONA

Zbierałam się, by oznajmić moją decyzję. Zbierałam.
Wkradły się lekkie wyrzuty sumienia. Wkradły.
Słowa był rozmazane. Rozmazane.
Mr. Voyage wyprzedził mnie...
NA P R Ó Ż N O. 
"Cześć. Nie dam rady przylecieć do pl. Straciłem prace. Bilety, naprawdę kupiłem wcześniej. Żeby to uwiarygodnić wyślij mi mail, to wysle Ci Twój zabukowany bilet. Nie jestem gołosłowny.
Jeżeli w jakikolwiek sposób Cie uraziłem, chce żebyś wiedziała, że żałuje tego. Przepraszam za wszystko co zrobiłem źle. Zachowywałem się jak gówniarz i rozumiem Cie w zupełności. Więcej nie marudzę trzeba ponosić konsekwencje swojej głupoty. Jeżeli jutro mój supervisor nie odbierze ode mnie telefonu lub powie mi że mam nie przychodzić do pracy to jest koniec mojej pracy w tej firmie. To jest bardzo prawdopodobne ,dlatego już dziś szukam pracy. Pozdrawiam szanuje i całuje.
Zawsze bedziesz dla mnie tą wyśnioną Królewną oraz piękną, mądrą i inteligentna Kobietą"
Powinnam podziękować wszystkim, którzy NIE P O Z W A L A L I i odradzali wyjazd do Londynu.
W szczególności Caroline (to Ona rozbiła RACH-CIACH moją naiwności w stosunku do osoby Mr. Voyage), Asji i Sis i wszystkim blogerkom. .
DZIĘKUJE.
...
Moje szczęście, tak skrupulatnie budowane na fundamentach własnego ja, ponownie
z pieca by spadło,
o ziemię by hukło,
rozsypało się po kątach,
i STRASZNIE by się POTŁUKŁO.
OCALONA,
od potężnej porcji gorzkich łez, 
na podwalinie... mężczyzny.

niedziela, 15 lipca 2012

MARNY MR. VOYAGE

Czy On naprawdę musi odnosić się tak oscentacyjnie z faktem, iż dobrze powodzi mu się w Londynie?
Czy jego nadrzędny plan to zdegustowanie polskich znajomych?
Czy musi reasumowć wszystkich i wszystko słowami "...u Nas w Londynie jest TYSIĄC RAZY LEPSZE!
i jeszcze,
czy muszę dowiadywać się od innych kobiet, że zaprasza je, czy to na wakacje, czy na weekend do siebie? 
Nie jadę do Londynu. To moja O S T A T E C Z N A decyzja. 
Mr. Voyage wydzwania jak oszalały. Nie odbieram. Kiedy tydzień temu postanowiłam podnieść słuchawkę, nie usłyszałam nawet "Cześć" od razu zaczął bowiem TRAJKOTAĆ o tym  jak wszystko się zmienia na lepsze, jak to kapitalnie bawił się podczas sobotniej imprezy, kogo to nie odwiedził, czego to nie zobaczył. R Z Y G A M Tym! 
Moje postanowienie poszło w obieg. Znajomi odetchnęli z ulgą. Gorzej z mamą. Mama szaleje. Nie mam jej tego za złe. Chce dla mnie jak najlepiej. Pragnie, abym próbowała, bym żyła pelnią życia, czego Ona nie czyniła będąc młodą panienką. Dzisiaj jednak oprzytomniała. Istotnie, pomogłam jej w tym. 
Kiedy jeszcze wierzyłam uparcie, iż mnie i Mr. Voyage może coś połączyć, opowiadałam tylko o pozytywach jego osoby. STAŁO SIĘ. Nadszedł czas na zdradzenie jej kilku tajemnic, jego mrocznych stron (które to, znajomi znali od samego początku) MAMA JUŻ SIĘ NIE WŚCIEKA.
Wspomniałam kilka zdań wcześniej, iż  obwieściłam moją decyzję wszystkim wokoło. POPRAWKA...WSZYSTKIM, NIE LICZĄC SAMEGO ZAINTERESOWANEGO...On nadal pokłada nadzieję, że z Nim wyjadę.
Czego dał upust w liście.
"Sorry, że pisze do Ciebie prawie codziennie i mecze ale zalezy mi na pozytywnych relacjach miedzy nami (...)Do mojego wylotu a naszego przylotu zostalo ok 3 tyg. Mam nadzieje ,ze jeszcze sie odezwiesz. Ja z mojej strony zrobilem co moglem zeby relacje miedzy nami byly dobre. Nie rozumiem tylko czemu nie dajesz sygnalu na telefon(...) Mam nadzieje tez ze nie zmienilas zdania co do przylotuu do London???Nie mecze wiecej i czekam na answer z Twojej strony. Wystarczy ze napiszesz kropki..." 

poniedziałek, 9 lipca 2012

MONOGAMIA vs POLIGAMIA

Jestem permanentną monogamistką. Formalnie, prawnie i faktycznie. Taka też byłam podczas mojego siedmioletniego, diablo monogamicznego związku z Panem X. Podczas gdy, moja (obecnie ex) przyjaciółka, podczas tych siedmiu lat wiedziała doskonale, kiedy, z kim i w jakim celu umawiać się z poszczególnymi mężczyznami.
Pan Słodkie Słówka
Pan Bohater
Pan Spontaniczny Sex
Pan Niedościgniony
itd.
Nadal mam wrażenie, iż kochała ich wszystkich tak samo jak siebie nienawidziła.
Pan Kalosz, stały bohater w życiu Bettiny zawsze stał blisko Niej. Nie-STRASZNA  mu była nawet informacja, o wszystkich Panach za jego plecami. 

Poczuł ból. 
Zaklął głośno.
Skarcił. 
Chciał ją wyrzucić, z domu, z serca, z swojej rzeczywistości. 
Przeprosiła, ot cała pokuta. Została. Poligamia.  
Czyż nie za mało korzystna transakcja dla monogamicznego mężczyzny?
To wina prawdziwej i szczerej miłości, z jego strony.
"Nie pomyl miłości z głupotą"

 Dzisiaj, podczas kolejnej randki z miastem, mym oczom ukazał się brzuszek. Ślicznie zaokrąglony brzuszek spacerujący po trotuarze. Nie mój. Poligamicznej Bettiny. 

Czy aby na pewno monogamia to szczęśliwy happy end?
W moim przypadku nie.

Ps. Wszystkim mamusiom (tym przyszłym także =) polecam film: "What to expect when You're expecting"/"Jak urodzić i nie zwariować". Nie dajcie się zwieść zbytnio zwiastunom, mówiącym jakoby była to kolejna schematyczna komedia. 
Podczas seansu, wzruszyłam się kilka razy.
Szczerze polecam. 

piątek, 6 lipca 2012

"JESTEM SZCZĘŚLIWA!"

Jestem bezrobotna.
Tak wynika ze specyfikacji mojej pracy. Okres wakacyjny, jest czasem wolnym i jednocześnie bezpłatnym. 
Jestem bezdomna.
Sis, moja współlokatorka wyprowadziła się do swojego mężczyzny. W zaistniałej sytuacji, sama nie jestem w stanie utrzymać 60 metrowego mieszkania.
Jestem singielką.
Nadal...
Nie zważając na powyższe okoliczności, od tygodnia, jak opętana, wszystkich wokoło nawiedzam słowami:"Jestem szczęśliwa!" 

         
Po dwudziestu siedmiu latach, odkryłam bowiem, że  " SZCZĘŚCIE RODZI SIĘ W NAS SAMYCH".
Nie jest to zasługa poradników, odkrytych religii, kobiecych czasopism ani podobnych subiektywnych "wspomagaczy" kobiet zalegających w zaułku prozy swego życia. 
Moje szczęście zbiegło się z odkryciem nowej wrażliwości, z realnym spojrzeniem na otaczającą mnie rzeczywistość.
I wcale to nie oznacza, że marzenia schowałam do pudełka.

Ps. Moje drogie, z czego czerpiecie siłę?