Rozczarowanie. Jedno wielkie rozczarowanie. Zabiegał kilka dni o kontakt do mnie, zauroczywszy się moją osobą na zdjęciach z pewnej imprezy. Z każdym kolejnym dniem zaczął sterować moimi uczuciami jak oszalały. Za szybko się mu oddałam...emocjonalnie. Seksualnie? Na trzeciej, odwołanej przez Niego randce...mogło do tego dojść.
"Nie interesują mnie Twoje żałosne wymówki. Liczy się tylko to, że wystawiasz mnie do wiatru" - zdawałam się krzyczeć tego feralnego dnia
Po długiej przerwie, zaczęłam na nowo korespondować z Mr. Króliczkiem. "Słabości, imie twe kobieta" (Hamlet)
Już nie wykupuję pakietów sms"ów.
Nie grozi mi zatem"choroba kciuka"
Wymieniamy się zaledwie krótkimi wiadomościami na FB.
Mam wrażenie, że rozgrywamy grę: kto zmieści się w jednym/dwóch zdaniach, zamieszczając w nich kwit esencję myśli.
Pokuszę się o stwierdzenie, iż jest to miażdżąco urocze.
Pewny czwartkowy wieczór....
"Kolorowych snów", dostaję wiadomość z numeru zupełnie mi nieznanego. Przeczytane. "Dziękuje , ale to pomyłka", odpisuję. Odkładam telefon na nocny stolik. Wykąpana grzecznie układam się w łóżku. Ahhh, moja pościel jest taka odświeżona! Już zawsze przed snem będę ją układać na okno, w celu przewietrzenia. POSTANOWIONE! "Nie. Nie pomyłka". Przedstawia się On. Mr. Króliczek. Hmmm. nie wiem co myśleć. Konsternacja ( trwając jedną chwilę, no, może dwie ) Wkładam plytę DVD do odtwarzacza. Ostatnimi czasy mój wybór pada na Dzienniki Brigitte Jones. Jedynka i dwójka naprzemiennie. Zastanawiam się czy nie za dużo uroczo infantylnej Panny Jones w samotne noce. Nie! Ustanowiłam nową zasadę, dopóty, dopóki nie nauczę się wszystkich dialogów na pamieć, będę mogła oddawać się przyjemnej ekscytacji Brygidą. Ha! Rzuciłam się prosto w wykrochmaloną świeżym powietrzem pościel. "Wiedziałem, że gdybyś wiedziała, że to ja, nie odpisałabyś. Stąd posłużyłem się nowym numerem. Całuje i pozdrawiam". Hmmm. Dla mnie zabrzmiało to mniej więcej tak:
- Cześć. Jak się masz? Wszystko w porządku? Widzisz, obiecałem, że wrócę, no i jestem!
Nie, nie walczę ze sobą. To nie tak. Nie czuję też ani grama satysfakcji.
Skupiłam się na obrazkach na mojej plaźmie...Ha! nie do końca. Ciekawszy okazał się bowiem zegar wiszący nieopodal, na ścianie. Duża wskazówka przesuwała się w rytm myśli dwóch singielek: Brygidy i MOICH.
DWADZIEŚCIA JEDEM MINUT I DWADZIEŚCIA TRZY SEKUNDY upłynęły. Odpisuje. "Tobie też kolorowych snów". AUĆ! Nie lubię gierek. Do tej zdążyłam się jednak przyzwyczaić. Myśli analiz nie sypią gęsto. Głośna tyrada też mi nie w głowie. Pod wpływem cynicznych sytuacji z Mr. Króliczkiem w roli głównej, utwardziłam siebie. A może jednak lubię ją?. GRĘ. Zmieniam tylko na szybko zasady. Koniec kicania za Mr. Króliczkiem. Preludium do happy endu?
Po ostentacyjnym odwołaniu przez Niego naszej trzeciej randki, wydałam już wyrok: To nie TN (Ten Jedyny). Coś jednak nie pozwala mi postanowić końca naszej znajomości.
Wracając do realiów.
Bije rekord w przeprowadzkach. Wszędzie stoją kartonowe pudła.
Moja współlokatorka Sis, dwa tygodnie temu wyprowadziła się do swojego, bądź co bądź, nowego mężczyzny. To było do przewidzenia, albo Ona albo ja. Tym razem Sis okazała się lepszą poszukiwaczką miłości. Nie jestem w stanie utrzymać dwupoziomowego, 65 m² mieszkania, wiec szukam kawalerki (mając nadzieję, że będe w stanie przynajmniej ją zachować). Czas na przeprowadzkę mam do końca miesiąca...