Jak już pisałam, w moim życiu były, są i będą dwie miłości, jedna mnie rzuciła (Pan X), druga się zaręczyła (dla potrzeb tego bloga nazwę go K jak Kamil). Dzisiaj opowiem trochę o tym drugim czyli o K. Pech chciał, że poznałam go prawie w tym samym czasie co Pana X. Prawdą jest, iż umówiłam się z nim na kilka „spotkań” jednak od razu były skazane na niepowodzenie, z powodu Pana X…K jak Kamil, próbował mnie do siebie przekonywać, posunął się nawet do wyznania miłości (i to po niecałym miesiącu znajomości!) Gdyby tylko wiedział, że byłam jego…gdyby nie ten czas…
Jak wiadomo, próbuję poukładać swoje życie na nowo. Nie mogę iść do przodu, nie korzystając ze sposobności kontaktu z K jak Kamil. Zaprosiłam go do znajomych na fejsie. Wcześniej nie widniał u mnie, z prostej przyczyny, nie chciałam kusić losu. Po tygodniu zaczęłam się zastanawiać, co jest? Dlaczego jeszcze nie przyjął zaproszenia?. Postanowiłam wgłębić się w lekturę jego profilu. I stała się rzecz najgorsza. K. jest zaręczony z użytkownikiem płci pięknej. Dla potrzeb bloga nazwę ją świętą kobietą (absolwentka jednej z najlepszych szkół wyższych, dobra praca a’la business menager i wszystko co za tym idzie, tra-la-la-la) Na domiar złego, przeprowadził się z naszego rodzinnego miasta. To przygnębiające…
Mijają dwa tygodnie. Otrząsnęłam się, ale nadal nie widnieje w jego znajomych. Why, oh why! Postanowiłam dla niepoznaki, dodać niezobowiązujący tekst:
• Hej. Nie wiem czy mnie jeszcze pan pamięta (pan – to celowy zabieg. Za czasów naszej znajomości, tak pieszczotliwie się nazywaliśmy - „per pan, per pani”) Widzę, że wywiało cię daleko...itp.
Minął kolejny tydzień. Nie odpisał. Zapytałam Asję co powinnam zrobić
- Nie znam się. Nie mam doświadczenia. Jedno co mogę ci powiedzieć, to to, iż czyń to co ci serce podpowiada. I jeszcze jedno decyduj się szybko, bo czas gra na twoją niekorzyść.
Zapytałam też S.
- Napisz mu, wprost co czujesz. To jedyna opcja. Chyba nie chcesz doczekać dnia, kiedy zmieni status na „w związku małżeńskim”
Odpowiadam jej:
- On jest zaręczony. Pewnie szczęśliwy. Nie wiem czy powinnam robić innej kobiecie takie chamstwo! – po chwili zmieniłam nieco bieg myśli – Innej kobiecie nie zrobiłabym takiego chamstwa, ale w tym przypadku jest inaczej.
- Mylisz pojęcia, to nie chamstwo! Przestań myśleć o innych, zacznij dbać o swoje szczęście. Jeśli K. będzie ja naprawdę kochał, to jej przecież nie porzuci…a jak stanie się inaczej, to tylko przysporzysz jej przysługę! Bo która kobieta, chce być z mężczyzną, który myśli o innej!
Proszę, nie zrozumcie mnie źle, ale postanowiłam zawalczyć. Stoczyć walkę o niego. Wyprowadził się, wiec spotkanie przypadkowe, nie wchodzi w rachubę. Jedyną szansa jest napisanie kolejnej wiadomości.
Cholera, tylko, że ja prawie każdego dnia piszę do niego na tym popapranym fejsie!. To deprymujące, bo nigdy nie wysłałam żadnej z tych wiadomości.
• To żenujące i zupełnie nie w moim stylu…Dużo się u mnie zmieniło i dzięki tej zmianie mogę do Ciebie napisać… przez ostatnie lata byłam jak wierny piesek swojego Pana (X), wiec nie miałam możliwości wcześniej się z tobą skontaktować…by nic nie komplikować…sobie…tobie. Przez ten cały czas, kilka lat zastanawiałam się co by było gdyby. I mam już dość tego gdybania. Nie chcę ci komplikować życia (chociaż przez pewien pan mi go komplikował… ) Jeśli czujesz, że miedzy nami są jakieś „nieścisłości” proponuję spotkanie. I love you! ( te ostatnie wyznanie to żart, c h y b a)
Takiej treści wiadomość powinnam mu wysłać. Szczerze i bez owijania, ale z nutka niedomówień. Nie napisze! Nie wyśle! Zostanie tak jak jest?! Zaciacham się emocjonalnie! Brrrrr
Fight for your life! Fight for your love! A gu gu! A gu gu!
Górnolotne, ale jak cholernie dokładnie opisujące mój obecny stan. Za bardzo buszują mi hormony?
Stoję przed szansą jakiej nie miałam przez okres bycia z Panem X. Muszę ją wykorzystać, ignorując jednocześnie czerwone światełko w postaci innej kobiety u boku K.. W myśl zasady, iż pierwszy pomysł jest najcelniejszy, bez zbędnego napędzania siebie (ONA ISTNIEJE! NIE RÓB TEGO DRUGIEJ KOBIECIE!) napisałam i w końcu WYSŁAŁAM! (jestem z siebie dumna!):
• Wiele się u mnie zmieniło i dzięki tej zmianie mogę do Ciebie napisać…(tutaj się na chwilę wstrzymałam…) Prosto i na temat. Jeśli masz ochotę się spotkać (i widzisz w tym sens, of course!) to daj znak. To nie komplikacja, musze się tylko upewnić.
W tytule OMG!
Proszę o jakiś znak. Niech nawet napisze SPIERDALAJ! (nie napisze) Wtedy ze spokojem będę mogła zamknąć rozdział K. i zacząć układać sobie życie na nowo, a nie na podwalinach domniemań „Co by było gdyby…”
Ciekawa jestem czy nie zwariuje do końca, oczekując na rozstrzygnięcie słodko-gorzkiej zagadki w moim dotychczasowym życiu. Wszystko co mnie będzie interesować, to praca, a potem szybki powrót do domu, i sprawdzanie obsesyjnie skrzynki na fejsbuku? Na wszelki wypadek już teraz wyciągam dłoń niczym żebrak. HELP ME!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz