piątek, 12 września 2014

PEWNA NIE-DOGODNOŚĆ

Z cyklu: CZASAMI NIE POZNAJĘ SIEBIE/ZWIERZENIA KOBIETY PRAWIE TRZYDIESTOLETNIEJ
My kobiety, wiemy jak powinnyśmy wyglądać (czasopisma) wiemy jak powinnyśmy się zachowywać (poradniki) jednak życie, sytuacje w jakich zostałyśmy postawione weryfikują te teorie.
Przez ostatni rok oddawałam się nie tylko miłosnym, ale i kulinarnym uniesieniom. Mój osobisty narzeczony to jedyny osobnik (w moim otoczeniu) płci męskiej, ktory potrafi odnaleźć się w kuchni w sposób PRZE-FUCKING-PYSZNY! Grzechem byłoby nie wykorzystywać tej sytuacji.
JEM ZDROWO, kiedy jem zdrowo, ĆWICZĘ, kiedy ćwiczę, nie ODMAWIAM SOBIE SŁODKOŚCI, kiedy mam na nie ochotę.
Może i nie jestem sztandarową panną młodą(?): dwa miesiące przed wielkim dniem, nie mam wybranej sukni, za to kilka kilogramów na plusie. Kilka lat temu przeszłabym rzetelnie na dietę, rozpoczęłabym ćwiczenia przynajmniej 8 x w tygodniu (?) BYŁABYM FIT NARZECZONĄ i zapewne o tym byłby mój nowy blog...
Dzisiaj, TU I TERAZ moje kilogramy mają się bardzo dobrze.
ja też ;)
Tylko dlaczego czuje się w obowiązku tłumaczenia?

5 komentarzy:

  1. Bo społeczeństwo ma dziwny zwyczaj głośnego komentowania i wygłaszania bzdurnych teorii, typu panna młoda musi być na diecie. Olej to, bejbe! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Eeee tam, walić kilogramy :) Najważniejsze żebś Ty była w zgodzie ze sobą , a co myślą inni to nie ma większego znaczenia :) Miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze, że sama ze sobą dobrze się czujesz i Twój osobisty narzeczony też Ciebie akceptuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. haha pewnie jest tak że narzeczony w pełni cię akceptuje, a skoro tak to po co się katować dietą. Przynajmniej ja jak słyszę, że D. nie przeszkadza mój brzuszek, który ostatnio sie powiększył, to nie mam wyrzutów sumienia żeby zjeść kolejną paczkę chipsow. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To się po prostu nazywa spełnienie i szczęście w miłości ;)))

    OdpowiedzUsuń