piątek, 31 sierpnia 2012

BABIA HURRRA!

Korzystając z ostatnich dni wakacji. BABIA GÓRA.
Z uwagi na fakt, iż pochodzę z wielodzietnej rodziny, nie mogę poszczycić się "tatą na własność". Nie bez znaczenia miał też mój wieloletni związek z Panem X, który trwał poza domem rodzinnym. Ostatni wypad z cyklu ojciec-córka, miał zatem miejsce STO LAT, a dokładniej ok. dziesięć lat temu. Owe wspomnienie pt. "przejażdżka rowerowa" oprawiłam w ramkę i postawiłam na honorowym miejscu.
I tak oto w pewien słoneczny poranek, wyruszyłam wspólnie z tatkiem w świat
Wypad od samego początku posiadał w sobie magię. Nie tylko dlatego, że zaczęłam cenić ze zdwojoną siłą czas spędzony z ojczulkiem, a dlatego, że sprzyjał odkrywaniu tajemnic rodzinnych. Po ponad dwudziestu latach dowiedziałam się, iż spora część mojej rodziny pochodzi z gór. Mój padre też nie posiadał dużej wiedzy, jakiś czas temu postanowił odszukać swoich kuzynów i poznać miejsca gdzie wychowała się jego mama. Wykonał kilka telefonów, poszperał w pewnych papierach i w końcu odnalazł pierwsze kontakty (które miały szansę się zmaterializować) Jako zapalony sportowiec znał doskonale te "górskie rejony", jeździł do tutejszego ośrodka z pracy, właściwie nie mając pojęcia, że niedaleko są jego korzenie. Miał kilka wspomnień...
"Tutaj rzucaliśmy kasztanami w zakonnice" 
"Tutaj chodziłem do kościoła...tzn. na randki z córką kościelnego" 
"...a tą dróżką Twoi pradziadkowie chodzili do kościoła lub zaprzęgali konia i jechali na targ"
Posiadał znikomy bagaż wspomnień, to nic, kiedy je przywoływał, jego twarz jaśniała. 
Kiedy zaczęło zatykać mi uszy na znak wzrostu wysokości i ciśnienia...czyli WRACAJĄC DO ESENSJI BABIEJ GÓRY.
Jechaliśmy kolejną serpentyną, mijając kolejne parkingi, zajazdy. W pewnej chwili pomyślałam, że zaraz dojedziemy na sam szczyt Babiej Góry. Zrodziło się we mnie odczucie, że troszkę oszukujemy. OJOJOJ! Parking. Uffff. Koła STOP! Zabraliśmy ze sobą odpowiedni ekwipunek, plecak, jak przystało na turystów-amatorów górskich...i nieodłączny gadżet chińskich turystów, aparat. Zaraz brnęlismy czerwonym szlakiem z Przełęczy Krowiarki w górę. 
Już po dziesięciu minutach, ostrego podejścia w lesie, pojawiła się myśl, że nie dam rady (Supermanie, gdzie jesteś?!) 
Jak przystało na zapaloną w bojach ruchowych uczestniczkę, nie pisknęłam ani słowem (może gdybym głośniej wołała, Superman bądź inny metroseksualny bohater uratował by mnie z opresji...?)
- Tatoooooooo!!!!! WRACAMY!
- Jeśli wrócimy, to nie zobaczysz niesamowitych widoków ze szczytu Babiej Góry.
- Wejdę na internet i pooglądam zdjęcia.
- To nie to samo. Za mała rozdzielczość
To nie ja MĘCZYŁAM SWOJEGO OJCA, to mała dziewczynka dreptająca przed Nami. Wycierając pot z czoła, nie byłam w stanie myśleć o niczym innym niż to, że absolutnie podpisuję się pod jej głośną petycją powrotu! Zniosę nawet słabą rozdzielczość! SUPERMANIE! (spoglądam w nadzieji w niebo, a tu tylko ptak. Joder!*)
- O Matko Boska! - zaczęła krzyczeć, tym razem inna, nieco starsza kobieta wspomagająca się kijkami nordic-walking
- Nie jest tutaj Pani za kare - wygłosił orędzie, młody Bóg, który zboczył na chwilę z trasy, także ocierając pot z czoła
- Odbywam pokutę za wszelkie uczynione grzechy - z trudem wykrztusiła z siebie
- Wybrała Pani za małą górę *
- Grzechy nie zostaną odpuszczone? 
- Nie. Przykro mi - odparł niewzruszony
- To idę w Himalaje!
Przyznam, że pomysł odpuszczenia grzechów początkowo wydawał się być dobrym argumentem i "motorem", by wspiąć się na sam szczyt. Obawiałam się jednak że podzielam los tej kobiety. Choć Babia Góra jest najwyższym poza Tatrami szczytem w Polsce i najwyższym szczytem całych Beskidów Zachodnich, nie jest adekwatna do ogromu popełnionych grzechów (lekkich, ciężkich, jawnych i ukrytych). WELCOME, Mount Everest!
Byłam nieco zdekoncentrowana. Dwa lata temu wspięłam się bez większych problemów. CO JEST GRANE? Moje dywagowanie nad własnymi słabościami przerwała tabliczka z napisem: TEREN WYSTĘPOWANIA ŻMIJ
Ay, Dios mio ! Tylko nie to! - cicho lamentowałam
- Dziś niedziela. Żmije mają wolne, są na mszy - ukoił moje nerwy młodziutki chłopak z rozbrajającym uśmiechem.
- W końcu się zjawiłeś SUPERMANIE! Gracias!
Nie miałam w planach poddania się. To nie wchodziło w grę. Kiedy oddech się unormuje, będzie dobrze, pocieszałam się. KIEDY TYLKO SIĘ UNORMUJE...powtarzałam regułkę.
Wnet pojawił się chłopak, tak samo przystojny jak poprzednik, jednak nieco starszy i kilka centymetrów wyższy. 
- Czy Ty byłeś tam, hen wysoko? - zaczepiłam ledwo łapiąc oddech.
- Na samiutkim szczycie
- Naprawdę? - niedowierzałam
- Chcesz, pokaże Ci zdjęcia.
Uwierzyłam.
Rzeczywiście, pierwsze 10-20 minut potrafi przerazić. Jednak po tym czasie wspinanie się, to czysta przyjemność. Czułam się jak ryba w wodzie. Tak, gen sportowca zdecydowanie odziedziczyłam po tacie. Jestem mu bardzo wdzięczna za ten stan. 
OJCIEC I CÓRKA NA SZCZYCIE. TAK, UDAŁO SIĘ! WSPÓLNIE OSIĄGNĘLIŚMY CEL. 
Usadowiłam się na jednym z kamieni na samym szczycie Babiej Góry, mając przed sobą piękną panoramę gór, natury. Jest mnóstwo osób. Nie przeszkadza mi to. Idealnie wpisują się w mój krajobraz. Zatracam się. Czas zamarł, nie ma większego znaczenia. Wsłuchuje się w wewnętrzną harmonię. Mogłabym tak już zostać. 
Za rok na sam szczyt, będę wspinać się wraz ze swoim dzieciątkiem. 
Niebezpiecznie się rozmarzyłam, zapominając, że...nadal jestem singielką, co prawda z pewnymi widokami...jednak singielką (tego nie da się jakoś ukryć?) No tak, niby wszystko możliwe, jakbym się zaparła...Natychmiast skarciłam siebie za tę, niedorzeczną myśl. NO! Samotną matką z wyboru nie zamierzam być. NO NO NO!
W drodze powrotnej, w połowie drogi uczepiłam się "sprintera", dzieki któremu pokonałam trasę w zaskakującym czasie. Wracając, koiłam strudzonych marzycieli o szczycie Babiej Góry...i siebie...może Ja i Mr. High pewnego uroczego dnia, osiągniemy szczyt naszej góry?

* Babia Góra 1725 m n.p.m.
* Mount Everest 8848 m n.p.m.
* Joder - hiszpański odpowiednik Fuck!

30 komentarzy:

  1. Też uwielbiam wracać do rodzinnego domu, kocham Rodziców nad życie, bo są po prostu the best!
    Zawsze, i bez względu na wszystko we mnie wierzą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też należę do grona szczęśliwców, którzy zawsze mogą schować się u rodziców =)
      Nigdy mnie nie zawiedli.NIGDY!

      Usuń
  2. Chcieć to móc! Na pewno osiągniecie :-).

    OdpowiedzUsuń
  3. ładnie, ładnie. Dobrze jest mieć świadomość swoich korzeni i je odkrywać, uważam, że to bardzo ciekawie i interesujące:) Buduje nasze ,,ja''.
    A Babia Góra - śliczne miejsce:)

    OdpowiedzUsuń
  4. dom nabiera magicznego znaczenia jeśli wyjdzie się gdzieś daleko .Wtedy każdy powrót traktujemy jak święto;]

    OdpowiedzUsuń
  5. thx for the comment my dear.

    love from germany

    OdpowiedzUsuń
  6. Moze się nie rozmarzyłaś i za rok będziesz się tarabanić na górę z Mr. High i małym highem juniorem ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. o a możesz coś więcej powiedzieć o tej mieszance z piwa?;)

    OdpowiedzUsuń
  8. thanks for your comment!

    kisses,Elle
    http://redischic.blogspot.it/

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki piszesz :) Dodaję do obserwowanych.
    Dziękuję za komentarz u mnie i pozdrawiam.

    GloriousStuff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak, jednak fajnie jest gdzie wracać :) oby też obok tych rodziców nie być za blisko przez całe życie - to też nie jest do konca dobre ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram =)
      Mam najlepszych rodziców na świecie, nie jestem jednak zwolenniczką wspólnego mieszkania. Zatrzymuje się u Nich pomiędzy przeprowadzkami =) (w których to jestem rekordzistką Guinessa,ehhh)
      Jutro, nowy etap HOME SWEET HOME =)
      Pozdrawiam Kamson

      Usuń
  11. Beatiful post!
    kisses
    MyGlamourCupcake.blogspot.it

    OdpowiedzUsuń
  12. chciałabym na Mount Everest, haha :d

    OdpowiedzUsuń
  13. To ogromne szczęście móc spędzać czas z Rodzicami. Bardzo brakuje mi mojego ojca, ledwo co go pamiętam.
    To wspaniale robić cos wielkiego razem.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Piszesz w bardzo ciekawy sposób, zabieram się za czytanie poprzednich wpisów ; )
    ineeczkaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. masz ciekawy styl pisania, bardzo przyjemnie się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  16. ja z Moim tata często chodziliśmy na wspólne wyprawy ,ogólnie sporo rzeczy nadal robimy razem (choć widujemy się zaledwie kilka razy w ciągu roku). takie wycieczki z dzieciństwa i te późniejsze też wspomina się bardzo miło ;) rozczytałam się dziś w Twojej historii wiele z spraw opisywanych na blogu mogłam utożsamić z samą sobą . ogólnie wszystko na duzy plus nie omieszkam się zaglądać częściej;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Masz talent, piszesz tak składnie i ... ach , aż miło się czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. W każdej miejscowości jest "Babia Góra" :D W mojej ma jakieś 30 m. n . p . m, ale dla sześciolatka to był szczyt szczytów. Mi się przypomniało z czasów ojcowsko-synowskich wypraw jedna rzecz: chodzenie na jabłka a później po krowy :D Mały szkrab i Pan przewodnik. Gdzie te czasy, aż napiszę post o kontaktach z ojcem z tego wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  19. oo Babia Góra. dwa razy tam byłem, świetne widoki.
    fajny blog i dzięki za kom :)

    pozdrawiam! fadam.ocom.pl

    OdpowiedzUsuń
  20. Jaki słodziak ten maluch ! Oczka ma boskie ! :))
    Zapraszam do siebie :))
    www.juicybeautystar.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. Hi love ♥♥♥

    I am running a new giveaway on my blog. You are mostly invited to participate!
    http://www.nicoleta.me/2012/09/giveaway.html#comment-form

    Kisses,


    Nicoleta - REINVENT YOURSELF

    www.nicoleta.me

    OdpowiedzUsuń
  22. najlepszy jest właśnie ten widok po męczącej wędrówce <3

    OdpowiedzUsuń