Zgodziłam się na stałą współpracę z Panem X, w jego nowopowstającej firmie Spokojnie, to nic poważnego, jedynie pisanie felietonów o tematyce „szeroko pojętego ruchu”, ale jednak…współpraca.
Tradycyjnie, nikogo tutaj pewnie nie zdziwię, nie pojawiłam się na żadnym z sześciu spotkań „wszystkich świętych” w dowolnym tłumaczeniu, wszystkich przyszłych piszących-współpracujących. Co się odwlecze, jednak nie uciecze… Ubrana jak zawsze GE-NIA-LNIE, opancerzona w pozytywny nastrój zjawiłam się w nowiutkim biurze Pana X na ostatnim już spotkaniu. Uśmiechy od ucha do ucha jego współpracowników rozbrzmiewające szerokim echem, znowu wpędzały mnie w stan posępny i ponury. Chi, Chi Chi. Prych, prych, prych. Wystarczyły 3 minuty, naprawdę 3 minuty wystarczyły bym w miejscach gdzie powinnam się zaśmiać , nie robiła tego. WHY, OH WHY!!! Jak już wspomniałam pomieszczenia biurowe były nowe, jednak czułam, jakby w całym budynku nie było świeżego powietrza od kilkunastu lat. Dusiłam się. W ogóle nie chciałam tutaj być. Wszechobecne super nowoczesne sprzęty biurowe wzmacniały tylko ten efekt. Pan X nie pomagał mi. Siedział przed nowiutkim „jabłuszkiem”, czyli laptopem firmy Apple i zachwycał się na głos, nad jego cudownością. Miałam wrażenie jakbym brała udział w jakiejś farsie, którą pieszczotliwie nazwałam „wszyscy jesteście bogami” Ok, ok, OK! dobre koneksje, z pewnością WSZYSCY zostaniecie zbawieni!
W drodze powrotnej, Pan X zauważył, iż znowu zamknęłam się w sobie
- Co cię denerwuje? To, że są szczęśliwymi ludźmi, że się cieszą z firmy?
WRAK EMOCJONALNY czyli Pan X ostatnio zadziwia mnie swoimi TRAFNYMI w swoim mniemaniu spostrzeżeniami. Dobrze, że nie spisałam całkiem na straty historii… Gdybyśmy żyli w XIV wieku, i miała moc skazującą, Pan X został by spalony za herezje jakie wygaduje, bądź co bądź pod moim adresem
Miła wersja mnie samej sprzed miesiąca pewnie by się teraz odezwała:
„ Nie przesadzaj kochanie, ciesz się razem z nimi”
Jednak jak wytłumaczyć fakt, iż Ana, siostra Pana X wszystkich przywitała „trendy buziakiem” w policzek, podczas gdy mi rzuciła zdawkowe „cześć”. De facto, Ana zna mnie od siedmiu lat, ich od półtora miesiąca. Czy nadal to ja przesadzam?
- Mam prawo, czuć się źle w tej sytuacji. I nikt, tym bardziej Ty nie zabierzesz mi tego! – odparłam, a łzy pod powiekami kłuły mnie jakby za karę, ból szarpał serce
Dwa dni później…
Prawdopodobnie przekroczyłam pierwszy etap samotności…bowiem zaczęłam rozmawiać na temat samotności z moją przełożoną w pracy, z którą do niedawna nie miałam bliższych kontaktów. Carola jest singielką, tak samo jak ja, i tak samo jak ja ( a może i bardziej…?) nienawidzi samotności. Kilka lat temu rzuciła swojego wieloletniego partnera, i tak się zaczęło…Carola jest wojowniczką, sumiennie i systematycznie oddaje się bitwie z „singielstwem”” dając głośno do zrozumienia, iż moda „single ladies” ją niezbyt obchodzi.
- Wszyscy mówią mi, bym zerwała kontakt z Panem X. Ja jednak nie potrafię – zaczęłam prosto z mostu jakby nie dzieliła nas żadna bariera
- Nie możesz, czy nie chcesz? - odparła spokojnie, kojącym głosem
- Po prostu nie potrafię chować długo urazy do nikogo
- To akurat dobra cecha – oznajmiła, ku mojemu zdziwieniu – Nie oglądaj się za innych, rób to co ci serce podpowiada.
- Chcę współpracować z jego redakcją, pisać dla siebie, ale ostatnie wydarzenia utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że za dużo mnie to kosztuje. Mierząc się z Panem X zawsze czuję się jak emocjonalny popapraniec.
- Ja bym jednak nie zaczynała współpracy z Panem X – bez zbędnych ceregieli odpowiedziała
- Kiedy nie mam z nim kontaktu, czuję, że dam radę. Ostatnio nawet przyłapuję się na tym, że zaczyna mi się podobać życie w pojedynkę. Nie miewam już gorszych dni, chodzę częściej uśmiechnięta i zadowolona. Wystarczy tylko jedno spotkanie, jeden telefon, jeden „głupi” sms od Pana X, bym znowu na nowo zaczęła rozgrzebywać ranę…
- Nie zaczynaj współpracy z Panem X – powtórzyła, jakby dla pewności, czy zrozumiałam – Teraz skup się na spędzaniu czasu w towarzystwie innych ludzi, nie przesiaduj samotnie w domu – delikatnie zakomunikowała – Ja, pracuję dużo, spotykam się z ludźmi, jednak zawsze pod koniec dnia czeka samotne mieszkanie. Wiem zatem, jak jest trudno…Kiedy przekroczyłam 26 lat, poczułam, że przekroczyłam niewidzialną granicę. Zaraz po tym przyszedł czas na zmiany – na jej twarzy lekko zarysował się smutek - Ty właśnie tyle skończyłaś? – wzrok skierowała prosto na mnie
- Tylko, że ja zostałam postawiona przed faktem dokonanym przez Pana X. Moja zmiana zaszła zatem bez mojej zgody! – wyrzuciłam z siebie hamując w sobie złość
- Może chodzi o sam fakt zmiany dokonującej się w nas, niekoniecznie ważne jest jakimi środkami to się dzieje…
No na pewno ubrania na modelce a na normalnym człowieku wyglądają inaczej, zależy kto jakie ma ciało i jak dane ubranie na nas pasuje :)
OdpowiedzUsuńNie umiem się odnieść do tej sytuacji, ale za to pozoostając w temacie redakcyjnym... polecam kupienie nowego numeru "Shape". Jest tam artykuł, który współtworzyłam :))
OdpowiedzUsuńJa wyglądam jak przeciwieństwo modelki i cieszę się tym :))
OdpowiedzUsuńCieszę się z tego jaka jestem i nie mam zamiaru wyglądać jak patykowa modeleczka.:D Pozdrawiam i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńnie wiem do czego sie to wszystko odnisi ,ale strasznie fajnie sie czytało !
OdpowiedzUsuńhttp://laughing-in-the-purple-rain.blogspot.com/