...coś w stylu:
"Pocałował mnie, długo i namiętnie. Czy to oznacza, że będzie moim mężem?"
Pamiętam, że ta rubryka w moim odbiorze przechodziła różne fazy:
1) Ze wstydem przewracałam na kolejną stronę.
2) Wspólnie z koleżankami, z ogromną powagą czytałyśmy i analizowałyśmy. Traktowałyśmy ze śmiertelną powagą.
3) Uznałam, że problemy są przekłamane. Kto ma tyle fantazji by w to uwierzyć?
4) Żenujące!
Miałam wtedy trzynaście lat. Każdy mój zeszyt był opieczętowany imionami wybranków, a wokoło tego rysowałam mnóstwo czerwonych serduszek...
Nowe czasy są jak stare dobre czasy!
Odkąd skończyłam osiemnaście lat, nieprzerwanie, przez siedem kolejnych lat nie uczestniczyłam w zabawach damsko-męskich, przyznaję, czyniłam to z pełną arogancją. W ten czas bowiem, z godnością lubowałam się w stałym związku.
Odkąd zostałam Jedyną singielką w mieście, odkąd zaczęła się "nie-wdzięczna" analiza planety Mars, nie mogę wyjść z przeświadczenia, że "prymitywne incydenty wieku młodzieńczego" goszczą nadal, nieprzerwanie.
Może i jesteśmy starsze o "100 lat", może jesteśmy cięższe o "10 kg" doświadczenia, jednak przewidywalność w randkach jest nadal na pozycji 0.
Drogie-nie-Stare-Panny i Drodzy-nie-Kawalerowie, uwierzcie, że nadawanie na tych samych falach, wzajemne upodobania czy pożądanie nie są kluczem do stworzenia związku, co najwyżej do kilku randek. I nie chodzi tutaj o generalizowanie, a nakreślenie problemu singli, ku przestrodze zbytniej naiwności (zazwyczaj tej kobiecej) w "banalne, finezyjne słówka"
Naprawdę byłam święcie przekonana, że kwestia prymitywnego galimatiasu miłosnego mija, że to tylko kwestia wieku: młodzi, niedoświadczeni...a tu proszę, nadal wałęsają się niczym zjawy z przeszłości. Trudno, cholernie trudno jest zrozumieć świat randek XX wieku, mam na myśli specyficzną swobodę i skąpstwo czyli brak zobowiązań, zero przywiązania i refleksji, tylko przyjemności + nierzadko żenująco krótkie spółkowanie i następująca po nim ucieczka. Litości!
Jak nastolatki: KOCHA, NIE KOCHA, KOCHA, NIE KOCHA, jeśli pokocha lub co gorsza zakocha się w innej...
Z wiekiem bowiem, nie zdobywamy władzy nad biegiem relacji damsko-męskich (co więcej, zagłębiamy się w nich, by nie napisać "toniemy") Z żenujących wywodów sercowych po prostu się nie wyrasta!
Idąc tym torem rozumowania, na pytanie: "Kiedy znajdziesz sobie stałego partnera?" będę odpowiadać: "Hey, mam jeszcze czas. Jestem za młoda!" - Skąpy żart, OJ!-ojojoj, WYJĄTKOWO SKĄPY ŻART,
będzie lepszy po lampce wina, po dwóch...
MR. HIGH znowu bawi się w Św. Mikołaja, pojawia się-od święta-na święta. Obecnie słuch o Nim zaginął. Mam czekać do 6 grudnia, pod kominkiem, z mlekiem i pierniczkami, przyodziana w kusą pidżamę ?
TAK-ZDECYDOWANIE-BĘDZIE-LEPIEJ-PO-TRZECH-LAMPKACH-WINA!
I znowu pytam: D L A C Z E G O?:
Nie dzwoni?
("Mężczyźni umieją korzystać z telefonu"*)
Uprawia jakieś chore gierki?
("Jeśli naprawdę kogoś kochasz, chcesz tę osobę uszczęśliwić"*)
Znika?
("Czasami bez jego udziału musisz postanowić, że to koniec"*)
Dla bardziej realnych faktów, proponuję lekturę "NIE ZALEŻY MU NA TOBIE" - Greg Behrendt, Liz Tuccillo.
Ja zaaplikowałam sobie ją po raz 2.
DOSADNY STYL I CIĘTY JĘZYK.
"Drogie-nie-Stare-Panny i Drodzy-nie-Kawalerowie, uwierzcie, że nadawanie na tych samych falach, wzajemne upodobania czy pożądanie nie są kluczem do stworzenia związku, co najwyżej do kilku randek. "
OdpowiedzUsuń- odnośnie tej teorii, mam pewien pogląd. Myślę, że najgorszy jest związek podobnych do siebie ludzi, a najlepszy totalnie przeciwnych. Dlaczego? Ponieważ wtedy się nawzajem uzupełniają. Co to wogóle jest "nadawanie na tych samych falach"?! Trochę jakby ludzie mówili innymi językami. Może co najwyżej to nazwać różnymi zasadami moralnymi, a nie falami.
Bardzo mi się podoba ten post, ponieważ delikatnie porusza szerszy problem :)
Mnie rozwala np. coś takiego z życia wzięte:
- (po sytuacji łóżkowej, na drugiej lub pierwszej radnce) "To jesteśmy już parą? Czy nie?".
- (po pierwszej sprzeczce) "Ach to nie jest to, nie ma co walczyć, wynoś się". A gdzie coś takiego jak zrozumienie?
- (po dwóch nocach razem) "Ach wiesz, mam problem... możesz mi pożyczyć pięćset złotych?".
Myślę, że świat "randkowiczów" rządzi się pewnymi odrębnymi zasadami. Ja do niego zaliczam facetów chcących sobie tylko ulżyć kosztem kobiety jak i wszelkiej maści rozwódki albo desperatki przezwyczajone do zmieniania partera co chwile. To jest coś takiego jak "łatwość w rozstawaniu się". Chyba ogólnie jest taka tendencja w świecie. Ja zostałem wychowany inaczej i jakoś jest to dla mnie nie pojęte... chociaż sam zaczynam wpadać w sidła takiego trybu z własnej winy, zadawania się z takimi ludźmi. Sprawa z rozwodem nie ma z tym jednak nic wspólnego, ponieważ była to sytuacja wynikła z wielu przesłanek i bardzo długo i długo rozważana. Myślę, że to zaczęło się po pierwszym nieudanym związku po rozwodzie, kiedy uświadomiłem sobie na jaki "rynek miłosny" pozostało mi wkroczyć i gdzie się tak naprawdę znalazłem, zupełnie nieświadomy. Zazdroszczę ludziom bez doświadczenia, ponieważ mają wybór... którego ja już nie mam z racji rozwodu. Moje perspektywy w tym momencie są mniejsze, baaardzo znacznie ograniczone i wybór też mam duuużo mniejszy.
Niemniej jednak łatwo przekroczyć granicę bycią rękawiczką, a bycia odpowiedzialnym w podtrzymywaniu związku.
Fajnie, że pogoniłaś faceta. Rozwiń szkrzydła :)
Myślę, że przez to, jak się różnimy relacje d-m zawsze będą skomplikowane i trudne, niezależnie od tego, ile lat mamy ;d
OdpowiedzUsuńA Mr.High... niech spada.
A ja z tym i z wpisem koleżanki Askadasuna się kompletnie nie zgodzę. Właśnie po to natura stworzyła Kobietę i Mężczyznę, aby się różnili. Dzięki tym różnicom to Kobieta i Mężczyzna tworzą naturalną parę, uzupełniając się nawzajem, tworząc komplet, zgraną całość, a nie tylko K lub M. Tak samo z tymi planetami, jest sobie Mars i jest sobie Wenus, a pomiędzy nimi taka właśnie Ziemia ("Halo, tu Ziemia!"). Ta Ziemia to jesteśmy MY, Ludzie, Pary. Nie bez kozery właśnie między Mars i Wenus jest Ziemia w połowie drogi. Cały urok polega właśnie na tym, żeby Ta Ziemia sobie istniała i nie ma różnicy czy ktoś jest z Marsa czy z Wenus, ponieważ na Ziemi obowiązują wszystkich te same zasady i wszyscy są podobni. Wszelkie inne wytwory mianujące się tylko Marsjaninami lub tylko Wenuskami pewnie wiecznie będą tylko na Marsie lub tylko na Wenusie. :)
UsuńZgadzam się ze wpisami powyżej!
OdpowiedzUsuńCzas najwyższy!
Choćby nie wiem co - facetów nie zrozumiemy i już :)
OdpowiedzUsuńMy nie rozumiemy facetów a faceci nas. Tak było i tak będzie ;P Taaaak ja jeszcze mam czas na faceta ;D
OdpowiedzUsuńTutaj jako facet podpiszę się pod tym komentarzem
UsuńMr High.. no tak im bardziej coś jest niedostępne tym bardziej się tego pragnie..
OdpowiedzUsuńKobieta i Mężczyzna pasują do siebie jak dłoń do rękawiczki, idealnie. Razem stanowią doskonałą całość chroniącą ją przed zimnem otaczającego ich świata.Jednak nie można powiedzieć, że dłoń i rękawiczka są takie same. Nie jest ważne jak bardzo się różnimy, tylko jak bardzo do siebie pasujemy.Nie szukajmy identycznej osoby jak my, bądźmy z tą , która może się od nas różnić diametralnie,ale okaże się, że leży idealnie.
OdpowiedzUsuńJa tej wiedzy czym jest mężczyzna jeszcze nie pojełam i chyba nie chce...Wole się tego uczyć przez całe życie obcując z nim :) Trudność w tym aby znaleźć tego który też będzie chciał się nas nauczyć...
OdpowiedzUsuńMasz rację o zgrozo...mało znam mężczyzn, którzy nie traktują swoich kobiet "naukowo", wydaje się im, że jak ją już mają to wszystkie zadania zrealizowane i ma teraz ona służyć.Działa to prawdopodobnie w dwie strony, ale niewątpliwie kobiet zastanawiających się o co chodzi w związkach kobieco męskich jest znacznie znacznie więcej, wystarczy spojrzeć na ilość blogów pisanych przez kobiety i poruszanych w nich tematów o facetach.
UsuńKurde, cieszę się, że trafiłam na twojego bloga! Bardzo fajnie napisany, na pewno będę zaglądać częściej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
haha świetny blog. czuję się jakbym czytał blog polskiej Carrie :]
OdpowiedzUsuńzapraszam na: http://boyincracow.blogspot.com/
pozdrawiam :)
Ja w takich czasopismach lubiłam jedynie rubryki psychologiczne, gdzie były opisywane dla mnie dość smutne historie... W końcu miałam 10 lat, jak postanowiłam zostać psychologiem ;)
OdpowiedzUsuńCo do facetów... to co nam wydaje się gierką dla nich jest po prostu czymś naturalnym, oni nie myślą, jak my, nie wiedzę, czego od nich oczekujemy, ani że na jakiś telefon w chuj długo czekamy. Tacy już są.
Mężczyzna w związku to trochę taki słoń w składzie porcelany, a kobieta jest klejem co łączy pobite jej elementy.Wychowanie słonia jest mniej pracochłonne niż ciągle naprawianie pobitej porcelany ;-).Trwałość związku zależna jest wprost proporcjonalnie od ilości kleju zawartego w tubie cierpliwości kobiety.
UsuńTak to jest. Niby dorastamy, a jeśli chodzi o kontakty damsko-męskie jesteśmy wciąż tacy sami. W związkach też ;-) Czasem sama śmieję się do siebie, że zachowuje się/myślę jakbym miała 13 lat i była na początku drogi ku niemożliwemu zrozumienia mężczyzn, stosunków emocjonalnych i mniej lub bardziej erotycznych. Może problemy są inne, ale "sposoby ich siedzenia w głowie" takie same ;-) Podobno po 30 się zmienia, bo niby kobiety w końcu wiedzą czego chcą ;-)
OdpowiedzUsuńJa czytałam te pytania i zazwyczaj zanosiłam się śmiechem na temat tego, co było tam napisane. Niektóre pytania były tak żałosne, że sama osobiście mogłabym udzielić na nie odpowiedzi i nie potrzebowałam do tego żadnego specjalisty. I również zaczęłam podejrzewać, że większość z nich jest tylko tak wymyślana przed redaktorów.
OdpowiedzUsuńNie ogarniam randkowania, relacji damsko-męskich, związków i w ogóle niczego takiego.
OdpowiedzUsuńPodobno przeciwieństwa się przyciągają:D
OdpowiedzUsuńLekturka wydaje się być interesująca.. chyba skuszę się!
OdpowiedzUsuńjak ja nie lubię tego Mr High!
OdpowiedzUsuńjuż od dawna czytam Cię, Singielko, uwielbiam Twój styl, trochę jak Bridget Jones :)
Poinformuj mnie o nowym artykule u Ciebie ;) Uwielbiam Ciebie czytać!
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu całej notki stwierdzam, że muszę przeczytać książkę :)
OdpowiedzUsuńNa początku powiem Ci, że jak dotąd jesteś osobą która pisze najciekawiej ze wszystkich, oryginalnie i niebanalnie. Dalej podważę trochę Twoją teorię. Rzeczywiście jeszcze kilka lat temu myślałam jak Ty, obwiniałam wszystkich dokoła za to jak wygląda 'randkowy światek' tej rzeczywistości. Jednak zmieniłam zdanie. Wiesz dlaczego? Bo uwierzyłam w siebie! Tak, tak. Bo tak naprawdę roztrząsając w kółko kanony nie potrafimy skupić się na sobie. Jednak poświęcając uwagę sobie, swoim pasjom i pokazując innym ludziom, że jesteśmy sami dla siebie wartościowymi ludźmi, wszyscy dokoła to zauważają i zaczynają patrzeć na Ciebie pod tym samym kontem. Bycie interesującym samo w sobie przyciąga ludzi, szczególnie tych podobnych do Ciebie, a od tego momentu już tylko jeden krok dzieli Cię od poznania kogoś naprawdę wartościowego, a kim będziesz chciała spędzić życie. Ze wzajemnością. Bo po co brnąć w substytuty miłości pędząc z klapkami na oczach za większością jeśli możemy przeżyć coś naprawdę wspaniałego. Ludzie na własne życzenie pakują się w 'historie miłosne', bo szukają w nieodpowiednich miejscach.
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że nigdy nie dorosnę. Jak tylko w moje ręce trafi czytadło dla małoletnich stworzeń płci żeńskiej, radośnie rzucam się na dział z poradami. To taki miły odmóżdżacz, na który sobie pozwalam.
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie mam kolejną książkę do przeczytania. Moja lista takich tytułów wydłużyła się do tego stopnia, że może zabraknąć mi czasu na sen. Całe szczęście na trzecim roku studiów jest więcej wolnego, niż zajęć.
Trafiłaś już na "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy"? Polecam serdecznie, jeśli lubisz taką literaturę! :)
ty uważasz, ze ma? jakie twpim zdaniem?
OdpowiedzUsuńJestem zdania, że jesli miłość ma przyjść, to przyjdzie sama. Nie ma co jej szukać na siłę, a bycie singlem (ależ nie lubię tego słowa) nie jest powodem do wstydu. Oczywiście do pewnego wieku.
OdpowiedzUsuńMiłość przyjdzie sama. I wcale nie ma na co tak bardzo czekać bo dopiero wtedy się człowiek umęczy!
OdpowiedzUsuń